Wspominał dziadek czasy młodości, kiedy rak często na stole gościł.
Z ojcem nad rzekę chodził co rano i połów z koszy wydobywano.
Rodzina bowiem tradycję miała, że zupę rakową gotowała, i A Wielkanocy nie było takiej, której by nie uświetniły raki.
Dziś, kiedy rzeki nie sąjuż czyste, chronimy raki - to oczywiste.
W sklepie - mała krewetka się stara udawać raka, albo... homara! Marcin Timofiejew