— Dość tych dzikich zwyczajów — wyszeptał przez zaciśnięte zęby kierownik i żeby odwrócić uwagę Py-rolaka, zapytał, do czego służy dziwna platforma umieszczona na topoli. Nie przypuszczał biedak, że tym sposobem podsuwa sołtysowi nowy pomysł. Pyro-lak odpowiedział poważnie;
— Trzeci nasz zwyczaj głosi, że jeżeli przyjezdny ma w stosunku do nas uczciwe zamiary, to może nas przekonać o tym, wdrapując się na topolę i skacząc na ziemię.
— Nie! — krzyknął kierownik i zerwał się na równe nogi, a za nim pozostali urzędnicy.
— Co się stało? — zapytał Pyrołak i wstał również.
— To znaczy... — zaczął się jąkać kierownik. — Oczywiście wasze zwyczaje są bardzo piękne. Jesteśmy nimi urzeczeni, prawda koledzy?
— Tak jest — przytaknęli skwapliwie, aczkolwiek niezbyt pewnie.
— Tylko, widzicie, my nie mamy czasu. Musimy się spieszyć z powrotem. I dlatego pozwólcie, że nie weźmiemy udziału w ostatnim zwyczaju, który jest chyba najpiękniejszy. Mimo to żywimy do was przyjazne uczucia. Tak jest, wierzcie nam,
— No więc, słuchamy.
Kierownik zdołał się już opanować. Postąpił krok do przodu.
— Ludzie! — zawołał tragicznym głosem, — Oszukano was.
Z przykrością skonstatował, że jego słowa nie odniosły spodziewanego wrażenia. Ale nie zrażał się.
— Szajka hochsztaplerów, która uwiła sobie gniaz do w Spółdzielni „Dewizowy Turysta’\ wykorzystała waszą łatwowierność i zmusiła do trybu życia ubliżającego godności współczesnego człowieka.
W miarę jak mówił, opuszczał go animusz. Wyobrażał sobie, że na tak hiobową wieść tamci zaczną szlochać i wyrywać włosy z głowy. Tymczasem nic takiego się nie działo. Mężczyźni stali nieruchomo jak posągi, na twarzach ich nie znać było śladu podniecenia. Być może nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji.
Rozumiecie mnie? — zapytał kierownik.
Pokiwali twierdząco głowami.
— A gdzie jest prezes? — zapytał Pyrołak.
— Tam, gdzie powinien.
— O, Skubany!... — szepnął sołtys.
— Umowy zawarte z wami przez niego z punktu widzenia prawnego są bezużytecznym świstkiem papieru. Przekroczył swoje kompetencje, nie miał prawa takich umów podpisywać. Możemy mięć tylko nadzieję, że sąd ukarze go przykładnie.
— To znaczy, że nie otrzymamy zarobionych dolarów? — upewniał się Pyrołak.
— Nie tylko dolarów, ale nawet złamanego grosza. My tu obecni bardzo wam współczujemy, ale taka jest rzeczywistość.
.....- A co ze skarbnikiem? Znalazł się?
— Nie. Rozesłano za nim listy gończe. Ale nawet gdyby się znalazł i odzyskalibyście zdefraudowane przez niego pieniądze, to w niczym nie zmienia to sytuacji. Tych pieniędzy była garstka w porównaniu z ogromnymi sumami, jakie wydano na tę całą prehistoryczną imprezę. Wpływy z turystyki nie pokryły tego w dziesiątej części. Same zrzuty żywności pochłonęły znaczne kwoty, których zresztą do dzisiaj nie zapłacono.
— Ładny gips — westchnął Milordziak.
— A co jest z zyskami za produkcję eksportową
szyszek w occie dla wiewiórek?
Z wyjaśnieniem pospieszył kierownik kontroli.
—■ Nie ma żadnych zysków, są same straty. Okaza-
196
197