149
JASTRZĘBIEC.
wpadli; jednego ledwo ratowano,, drugi utonął. Pod samym Hans Kolnem koń także barzo szwankował, aż knechci, którzy podle niego szli, zaledwie go uchwycili; sztuka się niemała baszty urwała i w przekop wpadła. On to bacząc, kazał się z ludem nazad wrócić. Wszakoż tego nie przypisowa!, on nadęty Niemiec, kaźni ani napominaniu Pańskiemu, ale gusłom, albo czarom babim, i dał wsadzić dwie stare białegłowy, przyczy-tająe im to, aby one czarami swerni tego nabroić miały. Nazajutrz i przez insze wszystkie dni kusił się o to, chcąc przedsięwzięcie swe wykonać, ale gwałtowne niepogody dżdżowe tego mu nie dopuściły. To też było prawie ku myśli Polakom, bo wtenczas hetman ich barzo się miał żle na zdrowiu, że nietylko ojczyzny bronić, ale i zdrowia swego nie mógłby był sam na ten czas ratować, gdy ani na koniu, ani na wozie siedzieć nie mógł, jednak miał szpiegi we Gdańsku i straż już potężniejszą osadzał. Kozaki pod mury gdańskie w nocy syłał, aby nasłuchiwali co się dziać miało.
Dnia szesnastego kwietnia Kozacy i szpfegowie dali znać hetmanowi, że wojsko wielkie wyciągnęło z Gdańska, w góry ku Tczowu. Druga straż dała znać, że dwa szyfy i dwie pincie wzgórę Wisłą idą, dobrze strzelbą naładowane i ludźmi osadzone. Dopiero obaczył hetman polski, że mu już płaciło, a przedtem, acz miał wiadomość o nich, ale temu wiary d:;ć nie chciał, aby się oni kusić mieli, bo nieraz ze wszystkim ludem swym, którego miał tylko dwa tysiące, pod miasto podciągał, prawie pod same mury, oni nietylko mocą, ale i dobrego harcu dać mu nie chcieli. Wszakoż już mając pewną sprawę o ludziach, obesłał rotmistrze, radząc się ich, coby czynić chcieli. Oni wszyscy dali się na wolą i zdanie jego. On im tak radził, że lepiej do nich w póle wyjechać, niźli im się w miasteczku bronić, gdyż też nie było takiej mocy, aby się w niem gwałtowi jakiemu odeprzeć miało, i nie ufając dla jakiej zdrady miejscu onemu.
Postanowiwszy tedy, że się co prędzej z miasta ruszyć mieli, posłał sobie po radę miejską, powiedział im o tem, a ostrzegł ich, żeby pamiętali na przysięgę, którą raz uczynili królowi panu swemu. Powiedzieli mieszczanie: My przysięgi panu swemu złamać nie chcemy, ale się czem bronić nie mamy, bo ani dział, ani ludzi po temu mamy. On im zaraz dał drabów sto z roty Andrzeja Firleja kasztelana na ten czas lubelskiego i starosty sędomierskiego z domu Lewart, przy których cztery działa zostawił, a .tak jako mógł, miasteczko opatrzyć kazał. A zatem na trwogę uderzyć w bębny rozkazał, nic nie wspominając, kędy się obrócić miał. Ludzie jego zaraz w tejże godzinie byli pogotowiu. Gdy z miasta wyciągnął, wyprawił był przedtem na straż koni dwadzieścia Kozaków z roty Jerzego Strusa starosty bracławskiego i Winnickiego z domu Korczak, alias Wręby, rozkazawszy im, aby się nad ludźmi wieszali, a dawali mu znać kędy się obrócą. Mało co po nieszporach, oni co szli wodą, tak im szczęście posłużyło, przyszli pode Tczów, wszakoż w mili od Tczowa czekali zajutrka, albo tego, żeby ludzie oni pierwej ziemią Polaki porazili.
Hetman polski lud swój wywiódłszy uszykował, uczyniwszy rzecz piękną do nich Siowy krótkiemi, aby wiedzieli, z jakim nieprzyjacielem czynić mieli, a iżby się też już na to nie oglądali, że są chrześcianie, gdyż sam Pan Bóg zawsze swawolne tłumić każe, i mocy na nie dodawa. Wtem też i ludzie napomniał, aby żaden przez cala noc 2 konia nie zsiadał, obawiając się tego, aby nieprzyjaciel na nie w nocy nie uderzył