84
osadzać lub pochłaniać, aby je następnie módz zmierzyć lub zważyć. Takiej jednak idealnej metody nie posiadamy i nos jest dla nas wciąż jedyną w tym względzie wskazówką.
Aby pozyskać lepsze, wiarogodne, a od subiektywności wolne kryteryum, postanowiłem szukać innych dróg i wziąłem sobie za punkt wyjścia kwas węglany, który człowiek nieustannie z płuc wydycha w powietrze. Ilość kwasu węglanego łatwo daje się określić chemicznie i z wielką ścisłością.
Powietrze zewnętrzne zawiera również nieznaczne ilości kwasu węglanego, chodzi więc tylko o określenie przyrostu kwasu węglanego w pewnej liczbie pokojów, co do których wiemy, że zawierają powietrze dobre lub złe. Z wzajemnego stosunku znalezionych cyfr można już wyprowadzić odpowiednie wnioski.
Aby miara ta byłą ścisłą, należy zgóry wyłączyć wszystkie inne źródła, wytwarzające kwas węglany wr pokoju, a więc płonące świece, palące się cygara i t. p. Muszę się tu jeszcze zastrzedz, że jeżeli za miarę zepsucia powietrza w pokoju biorę ilość znajdującego się w nim kwasu węglanego, to nie mam jeszcze zamiaru twierdzić przez to. że w znalezionej cyfrze widzę bezwzględnie szkodliwą domieszkę gazu w powietrzu. Służy mi ona tylko za miarę tych przemian, jakie proporcyonalnie do działalności naszych organów, odbywają się w danej przestrzeni, o ile, naturalnie, wszystkie poboczne źródła kwasu węglanego zostaną usunięte.
Cały szereg dokonanych w tym kierunku pomiarów wykazał, że 1 objętość kwasu węglanego w 1,000 objętościaeh powietrza pokojowego, a zatem stosunek 1 : 1,000, stanowi granicę pomiędzy powietrzem złem i dobrem. Cyfry te zostały dziś prawie powszechnie przyjęte i uznane za miarodajne.
O ile znane nam są źródła, doprowadzające kwas węglany do wnętrza pomieszczenia, możemy pomiary takie wyzyskać także i w innym kierunku, a mianowicie do określania stopnia przewietrzalności zamkniętego wnętrza. Wyobraźmy sobie tylko pokój przeciętny z jego ścianami, drzwiami, oknami i tysiączne-mi szparami, przez które powietrze może wpływać i wypływać z pokoju. Szybkości, z jaką powietrze przez drobną szparę lub porę w murze przepływa, zmierzyć niepodobna, a mimo to ciekawą jest rzeczą przekonać się, jaka też ilość powietrza przy różnych warunkach zmienia się w pewnej wiadomej przestrzeni.
W tym celu wydał mi się odpowiednim jeden tylko sposób. Należy zamknięte w pewnej przestrzeni, a więc np. w pokoju, powietrze zmieszać do pewnych granic z kwasem węglanym, poczem, przerwawszy strumień dopływającego gazu, określać w pewnych wiadomych odstępach czasu stratę tego ostatniego. Jeżeli wiadoma nam będzie zawartość kwasu węglanego w zewnętrznej atmosferze, to możemy łatwo obliczyć, wiele świeżego powietrza musi wpłynąć z zewnątrz i zmieszać się z powietrzem wewnętrznem, aby zawartość w niem kwasu węglanego w ciągu określonego czasu zmniejszyła się o tyle i tyle.
Rachunek taki o tyle będzie ścisły, o ile przyjmiemy z góry za warunek, że kwas węglany uchodzi na zewnątrz tylko jedną drogą: przez wentylacyę. Doświadczenie przekonało mnie, że w znacznej liczbie wypadków ta strata, jaka przypada na dyffuzyę lub pochłanianie, jest stosunkowo bardzo nieznaczna, uważam przeto moją metodę za ścisłą. Ma ona niewątpliwie swoje braki, ale te zarzuty, jakie jej były w swoim czasie czynione, wypływały raczej z doktrynerstwa pewnych uczonych, niż z rzeczywistych, sprawdzonych praktyką faktów. Przy metodzie tej musimy zatem pozostać dotąd, aż ktoś drugi nie stworzy nam lepszej.
Przyznaję się tu otwarcie, że matematykiem jestem nieszczególnym. Obliczyłem wprawdzie zawartość kwasu węglanego w powietrzu, nie umiałem jednak z otrzymanego wyniku wyprowadzić cyfry dla
\