110
wsysania łączymy bowiem zawsze zwiększanie się objętości pewnej próżnej przestrzeni, jak to naprzy-kład ma miejsce w miechu kowalskim lub klatce piersiowej.
Powietrze, które przepływa nieustannie przez ogrzany komin, nie' zostaje też bynajmniej przez komin ten wessane, lecz wtłoczone z zewnątrz wskutek różnicy w ciepłocie. Komin bez ognia lub ciepła nie działa, ciepło zaś jest tu tylko środkiem do naruszenia równowagi pomiędzy zewnętrznym i wewnętrznym słupem powietrza.
Ciepłe powietrze wewnątrz lżejsze jest od zewnętrznego musi więc dążyć ku górze, podobnie, jak olej dąży do ułożenia się na powierzchni wody. Aby ciepłe powietrze mogło swobodnie górą wypływać na zewnątrz, potrzeba, aby zimne wpływało ciągle dołem. Tak się też dzieje dopóty, dopóki w kominie panuje ciepłota wyższa niż w otaczającem go powietrzu. Jeżeli zamknąć szczelnie dostęp do komina, to i cug natychmiast będzie przerwany. W tej całej więc czynności komin zachowuje się najz ipełniej biernie; właściwa jego siła spoczywa w cieple, które musi prze-dewszystkiem rozrzedzić wnętrze komina, aby chłodniejsze powietrze z zewnątrz miało przewagę nad wewnętrznem, aby posiadło siłę ciśnienia.
Tym sposobem w porze zimowej, kiedy drzwi i okna są szczelnie pozamykane, mieszkania nasze, wskutek ogrzewania, wentylują się nietylko przez mu-ry, ale także i przez grunt, na którym dom stoi. Jeżeli w otaczającem powietrzu znajdować się będzie przypadkiem gaz oświetlający, lub inne ciało zapachowe, to, naturalnie, że i ono razem z powietrzem zostanie wprowadzone do mieszkania.
W Monachium zdarzył się raz wypadek, który świadczy bardzo wymownie, że powietrze może z ulicy wnieść do mieszkania gaz oświetlający, pomimo, że na zewnątrz domu jego zapachu nikt nie odczuwa.
W pewnym pałacu zaczęto od jakiegoś czasu odczuwać w jednym z małych ogrzewanych jak zwykle pokojów, wyraźny zapach gazu oświetlającego. Sam pałac nie był wprawdzie oświetlany gazem, były jednak rury, które przez bramę doprowadzały gaz do dziedzińca i stajen. Zarządzono natychmiast bardzo pilne dochodzenie przyczyny, nigdzie jednak nie natrafiono na najmniejszą nieszczelność w połączeniach. Zamknięto więc kran od ulicy i wprowadzono wszędzie w pałacu oświetlenie zwyczajne, myśląc, że tym sposobem dalszy dopływ gazu zostanie napewno przerwany. Omylono się jednak; zaczęto więc rozkopywać ulicę, aby odszukać koniecznie miejsce; z którego gaz się wydobywał. I ta jednak robota okazała się próżną, ponieważ nie znaleziono nigdzie najmniejszego otworu. Poszukiwania te wszelako nie były zupełnie bezowocne, naprowadziły bowiem na inną, właściwą przyczynę.
Pałac położony był przy ulicy, która z dwóch stron miała dość znaczne spadki dla wody. Przed pałacem znajdował się zbiornik, urządzony w taki spo sób, że ścieki, spływające z ulicy, gromadziły się w nim i dopiero kiedy dosięgnęły pewnej wysokości, urządzony odpowiednio syfon wprowadzał je do gruntu. Tym sposobem piaszczysty grunt, na którym stał pałac, ż biegiem czasu nasycił się nie gazem, lecz wodą kondensacyjną, ściekającą z zakładów gazowych. Gdy powietrze przedostawało się przez piasek do ogrzanego domu, t. j. gdy chłodne powietrze ulicy wtłaczało ciepłe powietrze gruntu do jeszcze cieplejszego mieszkania, wtedy i zapachowe części wody kondensacyjnej wchodziły z niem razem do wnętrza domu. Wykopano więc piasek, zastąpiono go świeżym, zmieniono wadliwe urządzenie zbiornika i odtąd już w pałacu nie odczuwano wcale zapachu gazu.
Chcę jeszcze przytoczyć tu inny wypadek, który