102
patrzył się w żywność i węgle. Na tylnym pokładzie umieszczono klatkę z desek dla baranów; ładują także dużo drobiu, celem urozmaicenia pożywienia na Szpicbergu, złożonego przeważnie z konserw. Nie otrzymawszy żadnej wiadomości o zbliżaniu się Vir-go, opuszczamy o godzinie 3-ej Tromso, wyjeżdżając naprzeciwko niego na umówione miejsce spotkania. Czas prześliczny, dzięki czemu znaczna część mieszkańców biegnie wzdłuż brzegów, żegnając serdecznemu okrzykami odjazd Svensksunda.
Kapitan rozkazał podnieść na szczyt przedniego masztu beczkę, w której się umieścił jeden z majtków, strażnik, celem sygnalizowania wolnych przejazdów pośród pływających lodów. Poczem rozdano całej załodze ciepłe ubrania; każdy otrzymał wysokie buty, czapkę futrzaną, rękawiczki etc.; majtkowie są uszczęśliwieni z nowego wyekwipowania.
O godzinie 5-ej przybywamy na miejsce spotkania; Virgo jeszcze nie nadjechał, chronimy się więc tymczasem do małej zatoki.
, Nazajutrz, 27 maja, zbudziwszy się o godzinie 3-ej rano, udaję się na ląd w towar_ystwie porucznika Svedenborga; puszczamy się przez wąwozy i skały na polowanie w góry. Wegeticya tu bardzo słaba; kilka rzadkich krzaków kolczastych nędznie się rozrasta; dużo traw i mchów na miejscach wilgotnych, otaczających jeziora, utworzone z topniejących śniegów. Liczne źródła rozdzielają się na strumienie, których wody w szumiących wodospadach wpadają do morza. Przynosimy kilka ubitych ptaków, straciwszy kilkanaście zimorodków, które postrzelone zanurzają się w wodę i nikną nam z oczu; mają one
-
zwyczaj chronić się przed nieprzyjacielem na dno morskie w kępach porostów.
Virgo zjawił się nareszcie o godz. 2-ej po południu; kapitan przybył do naszego statku po rozkazy, a o godz. 6-ej podnieśliśmy kotwicę, ruszając w dalszą drogę ku Szpicbergowi.
Andree ma nadzieję, że dotrzemy tam szybko i bez przeszkody; wiatr północno-północno-wchodni wiejąc od paru dni z niezwykłą siłą, wygonił lody od strony Grenlandyi.
Przez trzy dni prześladuje nas ten wiatr północny, wywołując burzę i tak silne kołysanie, że się na dobre rozchorowałem i przez dwa dni nic w usta nie wziąłem.
Jednakże 30-go maja wieczorem podniosłem się i obecnie jestem zupełnie znieczulony na wstrząśnie-nia okrętu. Statek nasz kołysze się w przeraźliwy sposób, z powodu swej płaskiej formy; szarpania te o tyle' są gwałtowniejsze, że fale w morzach podbiegunowych są zazwyczaj bardzo krótkie; porównywam je też z łagodnemi i powolnemi ruchami naszego Atlantyku, które sprawiają nawet miłe wrażenie.
Byłem niemało zdziwiony, gdy wyszedłszy na pokład, ujrzałem góry otaczające Szpicberg i dowiedziałem się, że jesteśmy już tylko o 3 godziny drogi od Dansk-Gatt, przesmyku pomiędzy wyspą Duńczyków a wyspą Amsterdam, na północo-zachodzie Szpic-bergu, pod 79°43' szerokości.
Virgo płynie za nami w małem oddaleniu i również bardzo się kołysze. Wiatr jest silny i zimny; kilka małych brył lodowych pływa tu i owdzie zrzad-ka; szczęśliwym zbiegiem okoliczności ocean podbie-