132
Boga, na seryo mam być więźniem, — zawołał Raul głosem, serce rozdzierającym. — Mój Boże, mój Boże.
Raul zaczął płakać jak dziecko, zupełnie na ducbn upadłszy.
— Spisałeś pan protokuł? — zapytał prokura-
ter pisarza. »
— Tak jest panie.
— Odczytaj go pan, podpiszemy go.
Następnie zamknięto trumnę i położywszy pieczęcie na nićj, odesłano do Paryża.
Drzwi od grobowca zamknięto.
— A teraz chodź pan z nami — rozkazującym tonem rzekł prezes policyi do Raula de Challins.
Raul machinalnie usłuchał i poszedł, jakby pijany chwiejącym się krokiem.
Filip zbliżył się do niego i podał mu rękę z wyrazem głębokiego współczucia.
— Kochany kuzynie — szepnął mu de ucha — jeżeli w chwili obłędu, szaleństwa spełniłeś coś złego, nie taj tego, powiedz, że żałujesz, przyznaj się do tego szczerze i otwarcie, to może tylko korzystniej wpłynąć na przebieg sprawy... Odwagi t licz na mnie, pomimo wszystkiego nie opuszczę cię nigdy.
— Filipie, więc i ty masz mnie za zbrodniarza! Filipie, i ty jeszcze? — wyjąknął Raul z nie-wysłowioną rozpaczą.
— Rauln, serce mi rozdzierasz tym szczerym ekrzykiem. Serce mi powiada, żeś niewinny ale Straszna rzeczywistość inaczśj mówi. Wszystko przeciw tobie! Ah, jak chętnie chciałbym ci dopomódzT Alb przysięgam, że prędzćj nie spocznę, dopóki nie-winnożć nie będzie ei dowiedzioną. Przecież jeszcze Pan Bóg jest na niebie, zawołał Filip z wyrazem a* danego poświęcenia się dla brata ciotecznego.
Z kolei przystąpiła do niego pani de Garennes.
— Raulu! dziecko moje, wejdź na drogf wyznań... Idź za radami Filipa... W tern jedyna
twoja nadzieja... •
— Mój Boże! mój Boże... jakżeż mnie ciężko skarał. W nikim mego obrońcy, w każdym oskarżyciela — wszyscy mają mnie za zabójcę a ja niewinny. jak Bóg na niebie...
Filip i baronowa wyszli z cmentarza i szybko udali się do dworea. Pociąg nadchodził. Zajęli w nim miejsce i odjechali do Paryża.
XXIII.
Podczas gdy to się dzieje na cmentarzu w Com-piegne, oto eo się dzieje w pałacu przy ulicy Ga-ranciere.
O pól do pierwszćj sędaia pokoju miejscowego okręgu, jego pisarz, komisarz policyi z swym sekretarzem, zadzwonili do drzwi pałacu.
Berthaud otworzył.
— Czegóż panowie żądacie? — zapytał.
— Chcielibyśmy się zobaczyć z kamerdynerem Eonoryn8zem — odpowiedział sędzia pokoju.
• Honoryuaz przybiegł natychmiast i dowiedział się z przerażeniom, że przybyli w imieniu prawa o-pieczętować wszystkie drzwi i zamknięcia.
— Ależ panowie — zawołał zdumiony Heno-ryusz — przecież pana niema w domu.
— Nic nie szkodzi, możemy się ebejżć i bez niego.