Wstęp. Odjazd z Neapolu. Życie na okręcie.
dokąd skierowaną była nasza wyprawa. Pakunków mamy bardzo mało, każdy z nas po dwa kuferki blaszane, bardzo w takiej podróży praktyczne. bo nie niszczą się tak łatwo przy ciągłem rzucaniu niemi po kolejach i przez ludzi z karawany, którzy noszą je na ramionach. W podróży karawanowej podczas ulewnych deszczów nie zamaka i nie wilgotnieje w nich odzież i bielizna. Oprócz tego mamy jeszcze po dwa zwykłe kuferki podróżne, w których trzymamy rzeczy potrzebne na okręcie i w miastach. Te skurzane kuferki zostaną gdzieś na składzie w mieście portowem i w puszczę z nami nie pójdą. Resztę rzeczy do karawany, najpotrzebniejsze środki do pożywienia, łóżka połowę i namioty, mamy zamiar kupić w miejscu, z którego wyruszymy w puszczę, bo gdybyśmy je z domu brali, musielibyśmy opłacać cło we Włoszech i w kolonii Niemiecko-Wschodniej.
Po załatwieniu wszelkich formalności na okręcie, półtora prawie dnia jeszcze spędzamy w Neapolu, rozkoszując się cudnym widokiem portu i morza, piszemy jeszcze do domu ostatnie listy ze stałego lądu, bo potem już tylko z okrętu pisać będzie można tam, gdzie w portach krzyżują się okręty, wracające z Afryki do Europy.
1. listopad 1909.
Zapowiedzieliśmy się, że do objadu o 7 mej wieczór zasiądziemy już z pasażerami na „Wind-huku“, to też o 6. bierzemy fiakra, pakujemy nań resztę rzeczy i jedziemy na molo. Windhuk stał zaraz przy samem molo, tak blizko kamiennego podmurowania, że tylko kładką przechodzi się na pierwszy od dołu pokład. Natychmiast obskakują