£ HN
Ta prosta zabawka powraca na ziemię podobnie jak kapsuły pojazdów kosmicznych osiadające na powierzchni innych planet.
Lądownik przygotowujemy do lotu, składając starannie czaszę spadochronu; przed ostatnim zagięciem włóżcie w nią niewielki kamyk. Domknijcie pokrywy lądownika i przytrzymując je ręką, zabawkę silnie rzućcie w górę. Gumka rozchyli pokrywy, a kamyk wyciągnie spadochron i lądownik łagodnie osiądzie na ziemi.
GUMA
w# mii | |
IB) ^OOCH |
44 ^fi# |
To była wspaniała podróż! kiem wyciągnęły długie szyje do Chłopcy po raz pierwszy sami, piotrusiowych chudych nóżek, tylko pod opieką pana kondukto- - No, wreszcie jesteście! -ra, pojechali na wakacje. Wy- ucieszyła się Babcia. - Jak minęła podróż? Jakie masz stopnie, Bartku, na koniec roku?
- Dobre, Babciu -odpowiedział Bartek.
- Indyk gryzie? -wtrącił się Piotruś.
- Nie gryzie. - Dobre, czy bardzo dobre?
- Same piątki. Bardzo dobre!
- Gratuluję ci serdecznie. Zasłużyłeś na nagrodę.
- Babciu, a gęsi gryzą? - Piotruś koniecznie chciał zwrócić na siebie uwagę.
siedli na małej stacyjce. Piotrek z ostatniego stopnia wagonu musiał skakać jak z podwórzowego trzepaka: tak było wysoko. Dziadek już na nich czekał. Przywitali się serdecznie i szybko wsiedli do starej octavli. Samochód parsknął, kichnął i ruszył z miejsca. Szczęśliwie do domu Dziadka nie było daieko. Wkrótce więc wpadli w objęcia Babci, pogłaskali przyjaźnie merdającego ogonem Burka i mruczącego z zadowolenia czarnego kota. Tylko indyk zagulgotał ze złością, a gęsi z sy-
- Gęsi? Nie. Mogą najwyżej uszczypnąć... Aie przebierajcie się teraz. Trzeba się umyć; niedługo będzie obiad.
- Babciu, a gdzie jest poczta? - znów spytał Piotruś. - Mama kazała nam zaraz po przyjeździe wysłać telegram. Zapomniałeś, Bartek?
- Nid, nie zapomniałem. Możemy Iść, Babciu? Ja zaprowadzę Piotrka.
- Trafisz, Bartusiu? - zaniepokoiła się Babcia.
- No pewnie! Tyle razy biegałem tam w zeszłym roku po znaczki. Ten sam pan Pocztowy jest na poczcie?
- Ten sam, ten sam...
* * *
- Dzień dobry Panu!
- Dzień dobry, chłopcy! - Z pocztowego okienka wychylił się siwy pan. Zdziwiony spojrzał przez druciane okulary:
- To ty, Bartek? Ale urosłeś! Zbierasz jeszcze znaczki? Pewnie, że zbierasz. Tylko polskie i stempie okolicznościowe... Pamiętam, pamiętam. Coś mam dla ciebie. Zaraz, zaraz... gdzie one są? Popatrz!...
- Och, jakie ładne! Dziękuję.
- A my musimy wysłać telegram do rodziców - wtrącił się Piotruś.
- Telegram? A co się stało?
- Nic. Chcieliśmy zawiadomić, że już przyjechaliśmy.
- Oczywiście, bardzo słusznie. Macie tu blankiet.
- Pietrek daj długopis!
- Nie Pietrek, tylko Piotrek. A długopisu nie mam. Był zepsuty i nie wziąłem.
- Ale jesteś gapa! I co ja teraz zrobię?
- Napiszesz piórem - do rozmowy chłopców włączył się pan Pocztowy. - Pióro leży na pulpicie pod ścianą. Atrament jest w kałamarzu.
Piotruś wziął pióro do ręki i zaczął mu się
przyglądać. Spróbował na kartce obsadek, etykiet i opakowań od papieru. Nie pisało. zagranicznych piór wiecznych.
- Daj mi! Trzeba umaczać w kałamarzu. Widzisz? Teraz pisze... Ojej!
- Co się stało? - zaniepokoił się Piotruś.
- Zaiało się. I jaka plama!
- Teraz już mało kto potrafi pisać piórem - usłyszeli głos pana Pocztowego. - Podejdźcie do okienka i podyktujcie mi treść telegramu.
Piotruś aż przekrzywił główkę patrząc na pana Pocztowego, który skrzypiącym piórem wypisał nowy blankiet telegraficzny i podał Bartkowi do przeczytania.
- O, Pan napisał tak, jak w twoim elementarzu - z zachwytem powiedział Piotruś.
- Długopisem, to pewnie by Pan tak nie napisał - dodał Bartek.
- Masz rację. Zresztą zawsze piszę piórem. I mam dużo różnych piór. Chcecie obejrzeć?
- No pewnie!
Pan Pocztowy zaprosił chłopców na zaplecze. Niewielki pokoik przypominał muzeum. W gablotach, szufladach, na biurku, na parapetach leżały dziesiątki, setki piór kolorowych: czerwonych, czarnych, zielonych i srebrnych. Długich i krótkich. Stalówek,
- Wa-ter-man - nie bez trudu sylabizował Bartek.
- Co to jest, proszę pana? -niecierpliwił się Piotruś.
- To? Pióro, gęsie pióro, bo kiedyś, dawno temu używano takich właśnie przyrządów do pisania - uśmiechnął się pan Pocztowy widząc zdziwienie chłopców.
- I trwało to bardzo długo. Tym
- pan Pocztowy wyjął z gablotki pożółkłe i wyleniałe gęsie pióro
- jeszcze mój ojciec wypełniał różne formularze na poczcie. Zacinał je ostrym nożem pod pewnym kątem; takie pióro zatrzymywało wewnątrz atrament, który -spływając wolno - starczał na napisanie kiiku słów.
- A jaki miał atrament? - dopytywał się Piotrek.
- No, chyba taki jak dziś, wyrabiany chemicznie. Ale bardzo dawno temu, w starożytnym Egipcie atramentu dostarczały... mątwy. Morskie żyjątka. Czując niebezpieczeństwo, mątwy wypuszczają gęsty, nieprzezroczysty płyn, w którym się chowają; i tym pisano. W późniejszych wiekach atrament wyrabiano z różnych roślin. Sposób jego przyrządzania był tajemnicą wytwórców. Dzisiaj atrament musi mieć dwie zaiety: nie wysychać w wiecznym piórze, ale szybko schnąć na papierze. Najlepsze pióra wieczne to firmy Waterman...
- Takie, jak to - przerwał Bartek.
- ...właśnie pan Waterman, Amerykanin i Niemiec Drascher wynaleźli przeszło sto lat temu współczesne wieczne pióro... O, tu są bardzo różne. Możecie sobie chłopcy obejrzeć... Współczesne, bo, jak dowiodły niedawne odkrycia - wieczne pióra znane były również w dawnych, bardzo dawnych czasach. W grobowcu egipskiego faraona Tutenchamo-na, który żył 3500 lat temu, odkryto przyrząd do pisania przypominający dzisiejsze urządzenie.
- A które to pióro? - zapytał Piotrek.
- Nie mam w swoich zbiorach tak starego zabytku - roześmiał się pan Pocztowy. - Aie opowiem wam o nim. Była to trzcinowa rurka, zaostrzona z jednej strony i umocowana w miedzianej oprawie, w której znaleziono czarny płyn.
- Pe-li-kan... Par-ker... - Bartek sylabizował napisy na różnych wiecznych piórach.
Pan Pocztowy tymczasem rozebrał kilka piór i pokazał chłopcom: w środku miały metalowy lub plastykowy pojemnik na atrament i tłoczek, który go wolno wypychał na stalówkę.
- Stalówki - opowiadał dalej
- były najważniejsze. I najdroższe. Robiono je nawet ze złota, samo zakończenie zaś z bardzo twardego metaiu, zwanego irydem. Zobaczcie, jakie piękne są obudowy piór: grawerowane, złocone z ozdobnymi uchwytami przytrzymującymi pióro w kieszeni.
- Tak jak mój Zenit - wtrącił Piotrek.
- No, tak. Tylko, że gdy ja miałem tyie iat co ty, to w szkole pisaliśmy ołówkami. W starszych kiasach pozwolono nam pisać atramentem. Na każdej ławce był kałamarz, zawsze pełen atramentu. My przynosiliśmy w tornistrze swoje pióra.
- Nie można było pisać wiecznym piórem?
- Nie. W szkoie publicznej - tak nazywała się szkoła podstawowa
- pisało się wyłącznie zwykłym piórem, czyii obsadką i stalówką... Obsadki były różne. Popatrzcie: zwykłe, drewniane, pomalowane i bogato rzeźbione, lakierowane. Małe i wielkie. Z drewna, metalu albo nawet z kości słoniowej. Aie zawsze najważniejsze były stalówki.. Do pisma kaligraficznego, czyii bardzo starannego i czytelnego, były używane stalówki miękkie i elastyczne... Stalówki były z krzyżykiem, serduszkiem, wykrzyknikiem. Myśmy je zbierali i wymieniali miedzy sobą, jak wy teraz znaczki pocztowe. I chyba wtedy, w szkole, zrodziła się we mnie pasja kolekcjonerska.
- A nie było długopisów? - dziwił się Piotrek.
- Pewnie, że nie było - wyręczył pana Pocztowego Bartek.
- Ale długopisy to są przecież jak wieczne pióra... Mają zapasy
- Masz rację. Tylko, że „atrament’ w nich jest bardzo gęsty, wolno spływa i nie przez stalówkę, lecz przez kulkę obracającą się w rurce.
- Phi! - wtrącił się Piotrek.
- Wieczne pióra nie są wieczne i długopisy nie są wieczne...
W tym momencie w drzwiach ukazała się Babcia.
- To wy tutaj tyie czasu? Tak się was naszukałam! - powiedziała z wyrzutem.
- Przepraszam, Babciu, ale przecież mówiłem, że idziemy do pana Pocztowego - tłumaczył się zawstydzony Bartek. - Pan pokazał nam swoją kolekcję piór, piór wiecznych, długopisów I...
-1 opowiadał nam, jak z mątwy robi się atrament. I że faraon też miał długopis - dodał dumnie Piotrek.
- No, już dobrze, chodźcie szybko, bo obiad stygnie! I podziękujcie ładnie panu Pocztowemu!...
Barbara Waglewska
v/
STRZYKAWKA
Barometr jest to przyrząd, który wskazuje zmiany ciśnienia atmosferycznego, a co za tym idzie - zmiany pogody. Taki przyrząd możecie łatwo zrobić sami według rysunku podanego na poprzedniej stronie.
Po wykonaniu barometr trzeba wyregulować: gdy przez radio lub w telewizji podadzą, że ciśnienie wynosi 1000 hektopaskali, tłoczkiem dolnej strzykawki ustawcie poziom wody w rurce na wysokości środkowej kreski. Wyższe ciśnienie, oznaczające zwykie ładną pogodę, wpycha wodę z otwartej strzykawki do cienkiej rurki, niskie odwrotnie - powoduje obniżenie jej poziomu w rurce.
Aby woda nie parowała, wpuście do strzykawki kropię oliwy. Wodę warto zabarwić, by była lepiej widoczna.
Jaś Majsterklepka pomagał ojcu w ustawianiu ogrodzenia z siatki wokół działki. Metalowe, ponad metrowej wysokości rury -słupki były już od kiiku dni zabetonowane w solidnie wykonanym, kamiennym cokole. Naciąganie siatki i przyczepianie jej do tak mocnych słupków nie było
już trudne. Toteż robota szybko się posuwała. Nagie przerwał im pracę głośny okrzyk Ani. Odwrócili głowy. Ania, stojąc na cokole i wspinając się na palce, usiłowała zajrzeć do środka wbe-tonowanej rury. Po chwili rozłożyła bezradnie ręce i ze łzami w oczach powiedziała:
- Moja maskotka, moja ulubiona ialeczka wpadła mi do rury. Położyłam ją na chwilkę na słupku, powiał wiatr i... laleczka wleciała do środka! Jasiu, pomóż!...
- A to pech - rzekł ojciec - ale nie możemy rozwalać cokołu, aby wydobyć twoją maskotkę.
Spróbuj może wyciągnąć ją wędkarskim haczykiem na nitce.
- Zobaczymy, co się da zrobić -po chwili namysłu powiedział Jaś
w jaki sposób zamierzam ją wydobyć. Leć szybko po konewkę z wodą!
Gdy Ania wróciła, Jaś wziął z
- może wydobędziemy ją haczykiem, a może...
- A więc idż, kombinuj -uśmiechnął się ojciec - ogrodzenie dokończę już sam.
Jaś dokładnie obejrzał słupek, który pochłonął laleczkę Ani, i spytał siostrzyczkę „ni z gruszki, ni z pietruszki” (było to jej ulubione powiedzonko):
- Czy twoja laleczka umie pływać?
Ania otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Widzę, że nie wiesz - kontynuował Jaś - myślę jednak, że umie, bo jest z celuloidu i pusta w środku. Już się chyba domyślasz, jej rąk konewkę i zaczął powoli wlewać wodę do słupka. W rurze zabulgotało, zaszumiało i po chwili płowowłosa główka laleczki wyłoniła się z czeluści rury.
- Jest, jest! - zawołała uradowana Ania. - Świetnie to wymyśliłeś, braciszku.
- Istotnie, masz główkę nie od parady - pochwalił ojciec. - Ale przyszło mi na myśl, w związku z twoim doświadczeniem z wodą, że musimy na wszystkich słupkach porobić betonowe czapeczki, aby padający deszcz nie zalewał wnętrza rur, bo będą rdzewieć od środka. A to już będzie dla ciebie nowe zadanie, Jasiu.
Łódeczkę zrobioną według rysunku kładziemy na wodzie przy brzegu miski. Na dany znak zaczynamy prowadzić łódeczkę -przesuwając trzymany w dłoni magnes tuż pod blatem stołu -przez kolejne bramki (między bojami). Dobrze jest powiązać boje kolorową włóczką; wyznaczony w ten sposób regatowy tor ułatwi nam pokonywanie bramek. Będziemy mleć także pewność, że żadnej nie ominęliśmy.
Wygrywa ten z żeglarzy, który pokona trasę w najkrótszym
czasie.
Jeżeli nie będziecie mogli zdobyć magnesu (może być na przykład ze starego głośnika radiowego), rozegrajcie zawody dmuchając w żagiel pod odpowiednim kątem i w ten sposób przeprowadzajcie łódeczkę między bojami.
Sztukmistrz pokazuje widzom pudełko zapałek. Wysuwa do połowy szufladkę; wszyscy widzą, że jest ona pusta. Następnie wkłada do niej garść wykałaczek lub patyczków przyciętych tak, by się zmieściły w pudełku (do demonstracji tej sztuki nie używajcie zapałek, nie służą one bowiem do zabawy!). Nie domknięte pudełko kładzie na stole, odwraca je do góry nogami i dopiero wtedy zasuwa szufladkę.
Nakrywa pudełko chusteczką. Po wykonaniu kilku magicznych ruchów odkrywa pudełko i wysuwa szufladkę. Okazuje się, że szufladka się odwróciła. Sztukmistrz wyjmuje kilka wykałaczek i ogląda pudełko z udanym zdziwieniem. Wkłada wyjęte wykałaczki i zasuwa szufladkę. Nie zakrywając tym razem pudełka chusteczką, chucha w nie i otwiera: szufladka jest odwrócona znów do góry dnem. a wykałaczek nie widać. Na życzenie widzów sztukmistrz może tę sztukę pokazywać kilkakrotnie.
Wyjaśnienie
Cała tajemnica sztuki tkwi w odpowiednio przygotowanym pudełku.
Szufladkę przecinamy ostrym scyzorykiem lub nożyczkami na połowę. Jedną część odwracamy, po czym sklejamy obie poło-
wy. Miejsce sklejenia wzmacniamy od wewnątrz paskiem papieru lub taśmą samoprzylepną. Tak spreparowaną szufladkę wsuwamy do pudełka i możemy przystępować do pokazu W zależności bowiem od tego. czy wysuniemy szufladkę w lewo czy w prawo, ukaże się ona albo w pozycji normalnej (z widocznymi wykałaczkami), albo odwrócona dnem do góry. Podczas przykrywania pudełka chusteczką w trakcie pokazu zmieniamy pozycję pudełka, aby widzowie nie spostrzegli, że wysuwamy szufladkę w drugą stronę.
Jeśli opanujecie dobrze tę sztukę, będziecie mogli obejść się bez chusteczki. Można bowiem niepostrzeżenie zmienić pozycję pudełka, wykonując tuż nad nim magiczne ruchy lub w nie dmuchając.
Wasz Mag
Rysunki różnią się 10 szczegółami. Odnajdźcie te różnice.
Rozwiązanie „odgadnij": kielnia - cegła; obcęgi - gwóźdź, nożyczki - materiał; lutownica - drut do lutowania; strug - deska; klucz - nakrętka.
Rozwiązanie rebusików: listonosze; barometr; telegram
WYDAWNICTWO CZASOPISM I KSIĄŻEK TECHNICZNYCH
V. SIGMA
PHZEDSIĘBKMSTWOMCZELMEJ OmAHIZACJI TECHNICZNEJ
Wydawca: Wydawnictwo Czasopism i Książek Technicznych NOT-SIGMA Redaguje Kolegium „Kalejdoskopu Techniki''
Adres: 00-050 Warszawa, akr. poczt. 1004, ul. Biała 4, tel. 26-61-31
Połącz parami narysowane przedmioty.