- Zaczniemy od cyklinowania podłóg - zadecydował tata.
Do pokoju Adasia zniesiono więc prawie wszystkie meble z całego mieszkania. Stały tam jeden obok drugiego tak ciasno ustawione, że kiedy wieczorem Adaś chciał przedostać się do swego łóżka, musiał przecisnąć się między szafą a komodą, a potem na czworakach wczołgać się pod stół. Był właśnie pod stołem, gdy coś zaskrzypiało, zatrzeszczało... Znieruchomiał.
- Rety! - powiedział do siebie. - Jak się ta cała piramida zwali na mnie?
Odczekał chwilę, potem wydostał się spod stołu, wszedł na szafkę. Noga wpadła mu do jakiejś szuflady.
- Znów się pchasz? Stój spokojnie...
- Słucham? - spytał Adaś. Nikt mu nie odpowiedział. - Eee. pewnie mi się przesłyszało - mruknął cicho i jednym susem wskoczył do łóżka. Wsunął się pod kołdrę i naciągnął ją na głowę.
- Jeszcze raz ci mówię, nie pchaj się!
- To nie ja. To ten chłopak. Myślisz, że mnie jest wygodnie?
- Więc stój i nie ruszaj się... ty gracie jeden! - zaperzyła się kuchenna szafka. - Takie to zniszczone. poobijane, pobrudzone, a jak się rozpycha!
- O mnie mówisz, kuchto? -odezwało się oburzone Adasio-we biurko. Zanosiło się na awanturę. Ale stół walnął nogą w podłogę:
- Spokój! Jeszcze dzień, dwa i wszyscy wrócimy na swoje miejsce.
- Dobrze ci tak mówić! - kuchenna szafka nie dawała za wygraną. - Ja jestem zupełnie nowa. Prosto ze sklepu. I nie mam zamiaru wyglądać jak ten odrapany grat. Nawet stać nie potrafi! Chwieje się jak osika na wietrze!
- Ja też nie jestem stare - rozżaliło się biurko. - Tylko Adaś mnie nie szanuje: scyzorykiem powycinał jakieś cyfry i litery, oblał mnie farbami i posmarował długopisem... Gwoździe powbijał w moje nogi, żeby wieszać na nich pajace... Fornir ze mnie schodzi, a ja jeszcze nie mam nawet roku...Uuuuu - i rozpłakało się na dobre.
- Za czasów mojej młodości biurka paniczów były takie jak ja - dębowe - włączyła się do rozmowy stara komoda. - I nikt.
choćby chciał, nie mógł ich zniszczyć. Bo były nie tylko bardzo twarde, ale jeszcze pokryte zielonym suknem. I dużą bibułą, która rozlany inkaust do końca wypijała.
- Były chyba bardzo ciężkie -zaciekawiło się biurko, zapominając na chwilę o swoich żalach. - Czy były. tak jak ty, powyginane i powykręcane na czterdzieści i cztery strony? W jakiej fabryce was robili?
- Phi! smarkacz! Jeszcze roku nie ma, a jak się odzywa do starszych! -oburzyła się komoda.
- Nie chciałem pani urazić -speszyło się biurko. - Ale jesteś przecież taka... taka... poskręcana i powyginana...
- Rzeźbiona - odparła komoda z godnością. - Ja i inne meble nie powstałyśmy kiedyś w fabryce tylko w warsztatach mistrzów stolarskich. Mogę wam o sobie opowiedzieć, chcecie?
- Nie, już nam nieraz opowiadałaś - westchnął ciężko stół.
- No więc było tak. Urodziłam się, to znaczy zaczęłam rosnąć jako dąb tysiąc lat temu...
- Mówiłaś, że pięćset - spro stowało krzesło.
- Może i pięćset. W każdym razie, bardzo, bardzo dawno. No i dąb rósł, rósł. az zrobił się ogromny! Popatrzcie na moje drzwiczki: takie szerokie, a zrobione z jednej deski... Kiedy to ogromne drzewo ścięk drwale, cztery woły ściągały go z lasu do tartaku. Tam ręcznie piłami pocięto dąb na deski. Kilka lat deski musiały schnąć, nim kupił je mistrz stolarski. Długo je oglądał, mierzył, ważył, a potem przywiózł do swego warsztatu. Tam piłami i dłutami czeladnicy wycinali po-
szczególne elementy pod okiem mistrza, on zaś na samym końcu je gładził, rzeźbił i...
- I zbijał gwoździami - dokończyła niecierpliwie szafka kuchenna.
- Nie, moja droga. Jestem cała zbudowana bez jednego gwoździa. Nawet zawiasy i zamki mam drewniane. Wszystko jest klejone i rzeźbione.
- To strasznie długo trwało.
- Noo! Robiono mnie chyba ze dwa lata. Bo przecież trzeba było później wszystko politurować.
- By w końcu sprzedać bardzo bogatym ludziom, bo komoda kosztowała majątek! - ironicznie zaskrzeczała kuchenna szafka.
- Cicho, plastyku - skarciła ją komoda. - Nie masz prawa tak się do mnie odzywać. Jestem z
drewna, a meble z drewna są najtrwalsze i najdroższe!
- Co? Ja plastyk?! - kuchenna szafka zaprotestowała. - Wcale nie jestem plastykiem, tylko z płyt pilśniowych.. Teraz nie to co dawniej, nie ma tak dużo drewna, a potrzeba go coraz więcej. Więc każdy wiór i każdy odłamek, i nawet każda drobina trocin są spożytkowane. Właśnie w fabryce płyt-pilśniowych różne drewniane odpadki specjalnie się preparuje, to znaczy pozbawia soków naturalnych, suszy i znów nasącza ochronnymi płynami, a następnie miesza z klejem. W końcu gęstą, drewnianą masę wlewa się do wielkich form, suszy i prasuje. Powstają płyty, które czasem okleja się fornirem, czasem laminatem, a czasem tylko maluje. Takie płyty, wielkich rozmiarów, są przewożone od razu tu, do fabryki mebli. Ja jestem z Wyszkowa. W tej nowoczesnej fabryce człowiek tylko nastawia odpowiednie piły, heblarki i inne urządzenia, a resztę robią same maszyny. Tną różne części mebli: ścianki, półki, drzwiczki.Następ-nie pakują je w komplety i wysyłają do sklepów. Właśnie w skle-
pie kupił mnie tata Adasia i w domu mnie złożył według wzoru.
- Ja też jestem składana w domu. a wcale nie jestem plastykiem - odezwała się szafa.- Jestem z płyty stolarskiej, nie z jakichś odpadów czy resztek. Komoda może to potwierdzić, bo stoimy obok siebie. Niektórzy mówią, że ja i komoda jesteśmy z tej samej epoki.
- No, no! - oburzyła się komoda. - Nie pozwalaj sobie za dużo. Jesteś posklejana z kawałków, oklejona dębowym fornirem i nic więcej!
- I nie potrzeba nic więcej. Wyglądam jak stara, gdańska, dębowa szafa!
- O, jak się chwali! - oburzyły się krzesła. - Daleko jej do gdańskiej szafy... To. że ma trzy części i lustro - to jeszcze za mało. Jesteś po prostu tandetna!
-Co?
- Tan-det-na! I tyle! - krzesła powtórzyły z naciskiem, przytup-nęły i wyrecytowały chórem:
— Jesteśmy z sosny! Bez żadnego oszustwa: forniru, laminatu i innego udawania Ładnie wygięte, uformowane i polakierowane. Mamy już wiele, wiele lat i jeszcze długo będziemy przydatne!
— Ejże! - odezwało się, milczące przez dłuższy czas Adasiowe biurko. - A krzesło, które przy mnie stoi? No. gdzie jesteś, odezwij się!
— Ja... ja... - krzesło zaczęło się jąkać. - Ja też jestem z sosny. Prawdziwej sosny. Ale Adaś ciągle bawi się to w pociąg, to w samochód i siada na moich nogach. Kołysze się na nich... Nie wytrzymałem i pękłem... Uuu... - i zaniosło się płaczem...
— Mnie to nie dotyczy! — oznajmiła wyniośle komoda. - Tyle lat żyję i nikt mi nic nie zrobił i nigdy nie zrobi!
— Tak? — ironicznie zaszurała kuchenna szafka. - A ogień?
Nie. tego było już za wiele! Z oburzenia komoda potrząsnęła szufladami. Szafa zadrżała i nie-
bezpiecznie wsparta się o stół. Podskoczyły leżące na nim tace i półki. Zatrzeszczało Adasiowe łóżko. I nie wiadomo, co by się stało, gdyby czujna podłoga nie zaskrzypiała ostrzegawczo:
- Ciiichooo... ktoś idzie!
Otworzyły się drzwi i stanęła w nich mama.
- Adasiu, co się tu dzieje? Aha! już się obudziłeś. To dobrze, pora wstawać!
Chłopiec przetarł oczy. W promieniach porannego słońca meble wyglądały zupełnie normalnie: tak jak wczoraj stały stłoczone, milczące, tylko jak gdyby nieco zmęczone...
- Co zrobimy, Adasiu, z twoimi gratami: z połamanym krzesłem i obdrapanym biurkiem? Chyba je' wyrzucimy. Są tak zniszczone...
- Nie! To nie są graty! - niespodzianie zaprotestował Adaś. - Ja je naprawię. I biurko, i stołek. Oczyszczę je, polakieruję i będą jak nowe! Na pewno!
Barbara Waglewska
Kostki do gry, to takie, w których suma oczek na przeciwległych ściankach jest zawsze równa 7.
Na rysunku widzicie sześć różnokolorowych kostek, z których tylko trzy są właściwe.
Wskażcie kostki fałszywe.
Wśród wyjętych z szuflady kilkunastu różnych skarpetek jest tylko jedna para. Odnajdźcie tę parę.
Tę grę wymyślił 12-letni Mirek Słotwiński z Żagania. Mogą w niej brać udział dwie. trzy lub cztery osoby. Potrzebne są do tego pionki i dwie kostki do gry Aby rozpocząć grę, czyli wejść na pole 1, trzeba jedną z kostek wyrzucić numer 1 lub 6.
Następnie każdy z graczy ko lejno rzuca kostkami i przesuwa się do przodu, gdy wyrzuci liczbę parzystą (2, 4. 6, 8. 10, 12). lub do tyłu - gdy nieparzystą (1. 3, 5. 7, 9.11). Gdy zatrzyma się na polu z czarną obwódką, traci jedną kolejkę rzutów.
Wygrywa ten, kto pierwszy stanie na mecie.
Zabawkę, którą tu widzicie, zrobimy z łatwo dostępnych materiałów: pudełeczek z folii plastykowej (na przykład po serku homogenizowanym), listewek, kartonu, drutu itp. Napędzana za pomocą śmigła i gumy będzie pływać po kałużach, w balii z wodą, a nawet w wannie
Z grubej sklejki lub deseczki wycinamy kilka jednakowych kwadratowych płytek. Wiercimy w nich otwory tak, aby po przełknięciu przez nie okrągłych kołeczków różnych długości można było złożyć z płytek zwartą wieżę. Po wymieszaniu elementów trzeba się zastanowić, w jakiej kolejności je składać, aby pasowały do siebie. Jako kołeczki mogą nam posłużyć stare.połamane ołówki lub kredki pocięta na odcinki odpowiednich długości.
Łamigłówka będzie trudniejsza, jeśli zwiększycie liczbę płytek i zrobicie w nich więcej otworów.
Listewki tniemy na odcinki dwóch długości. Sklejamy z nich klocki tak jak na rysunku. Następnie klocki te łączymy ze sobą. przeciągając przez środek gumę modelarską. Dzięki elastycznej gumie wąż daje się wyginać w różnych kierunkach i można go układać w ciekawe, fantazyjne bryły
GUMA MODELARSKA
LISTEWKA
GUMA
Dlaczego tak nie wolno?
Przyjrzyjcie się uważnie rysunkom i zastanówcie się, czy osoby na nich przedstawione zachowują się właściwie. Na czym polegają ich błędy?
'ZJejois GpetGzs i i ;ip.adje>(s :AjbcJ oq
G»jseiqBHJ | B/wojOfOij 'buoiuubzo b/wAzs|Gj <V) raeweds - g (q) ljiuipB - g ‘(g) 39!wvbj>| - p
epBjjnzs 'łjev*Bł -epoinoij :pj;snqBg '(3) |e/vup - £ '(3) zjBJjoi - z '(d) >l!iAnq - 1 .hupeBpo
Biuezfei/wzoy
- Aniu! - zawołała mama - wyjmij lód z zamrażarki, bo napój dla was już gotowy... Prosiłam wczoraj Jasia, żeby włożył pojemni-czek do lodówki. Jest?
- Jest, mamo - odrzekła Ania -a jakie równiutkie i przezroczyste kostki... mnie nigdy takie nie wychodzą...
Dzieci bardzo lubiły napój z wieloowocowego soku przyrządzany przez mamę w wysokich szklankach. Pływały w nich kostki lodu. Piło się przez słomkę; mama nie pozwalała inaczej, by nie bolały ich gardła. Ale z tymi słomkami była większa zabawa. Gdy dmuchało się przez słomkę, banieczki powietrza podrzucały kostki lodu, które zaczynały podskakiwać i grzechotać w szklankach.
- Powiedz mi, Jasiu - zapytała Ania. gdy już znudziła się im zabawa w grzechotniki - dlaczego lód zamrożony przez ciebie jest taki przezroczysty, a mój jest zawsze mętny? Widocznie ty coś musisz do wody dolewać przed jej zamrożeniem...
- Wręcz przeciwnie, Aniu. nie dodaję, lecz właśnie odejmuję!
- Nic -ozumiem.
- To p oste. Woda z kranu zawiera w sobie różne sole oraz substancje chemiczne. Niektóre z nich są specjalnie dodawane po to. by ją odkazić. W czasie gotowania substancje te odkładają się na ściankach czajnika w postaci rdzawego kamiennego osadu. A więc dobrze przegotowana woda zawiera o wiele mniej tych substancji niż ta prosto z kranu. To właśnie one powodują, że zamrożona woda prosto z kranu zamienia się w nieprzezroczysty lód. Ja zawsze zamrażam wodę przegotowaną, a ty pewnie prosto z kranu?
- No tak... - bąknęła Ania.
-Dobre sobie. A więc rzucając do szklanki lód twojej produkcji piliśmy dotychczas napój z dodatkiem surowej wody! A to przecież niezdrowo!
- No. ale jak widać, jakoś się nie zatrułeś - Ania starała się
zbagatelizować sprawę. Masz jednak rację, że to niezbyt zdrowe. Nie pomyślałam...
Tylko teraz, jak będziesz chciała robić lód. to nie zapomnij
wystudzić przegotowaną wodę, nie można bowiem wstawiać do zamrażalnika, w ogóle do lodówki, gorących naczyń. Ale o tym chyba wiesz?
czwarta, piąta, pierwsza - mieszkają tam drzewa
pierwsza, siódma, piąta, czwarta — na szyję kładzie na przykład Ewa
czwarte, trzecia, druga - nie bieg ani skok przez płot tylko właśnie ptaka... druga, trzecia, szósta — łączy z sobą dwie stacje
czwarta, pląta, druga, trzecia - najmilsza część roku, bo są w niej wakacje szósta, trzecia, pierwsza, piąta - błyszczy rankiem na trawie
zagadka to łatwa, chyba wiesz już prawie: literka po literce, jedna do drugiej pasuje! Rozwiązanie: pan, co do swej pracy piły, gwoździ, młotka potrzebuje.
Rozwiązanie:
Dlaczego tek nie wolno7: 1 - kajak jest zbyt przeciążony. a ponadto jeden z chłopców siedzi na burcie; 2 - nie wolno zostawiać bez dozoru gotujących się potraw na kuchence gazowej. Istnieje niebezpieczeóstwo zgaszenie płomienie kipiącym płynem i - co za tym idzie - zatrucia gazem, e nawet powstania pożaru; 3 - nie wolno dotykać
instalacji elektrycznej będącej po prądem, zwłaszcza w łazience, grozi to bowiem śmiertelnym porażeniem; 4 - na stacjach benzynowych nie wolno palić papierosów, bo można spowodować pożar, a nawet wybuch; 5 - kulturalny człowiek nigdy nie zostawia w lasie żadnych odpadków, zwłaszcza rozbitych butelek, ponieważ szkło, skupiając promienie słoneczne, może wywołać pożar.
WYDAWNICTWO CZASOPISM f KSIĄŻEK TECHNICZNYCH
>1 SIGMA
PRZEDSJEBORSmO NACZELNEJ ORGANIZACJI TECHNICZNEJ
Wydawca: Wydawnictwo Czasopism I Książek Technicznych NOT-SIGMA. Redaguje Kolegium Kalejdoskopu Techniki.
Adres: 00-950 Warszawa, akr. poczt. 1004, ul. Biała 4, taL 26-61-31. Rysunki wykonali: J. Iwański, M Teodorczyk. W Wajnert.
00960 Wnaw *ry*i 1004 Um*rn4
CENA 20ZŁ
Co robią ludzie, których widzicie na rysunkach? Odgadnijcie, jaki jest ich zawód. Pomogą Wam w tym rysunki oznaczone literami.