*Y»
przez ANIELĘ KORNGUTÓWNĘ..
Miasto spowite we mgle dżdżystego dnia kwietniowego, wrzało nerwowym ru cifem dni przedświątecznych. Kto -miał pilnąrobolę do wykończenia, spieszył się, SjjRując z podwojoną gorliwością i w nadziei, że niegadfugo odpocznie po ciężkiej, nuźąĘej pracy i wesoło się zabawi.
Była jednakże spora liczba takich, którym nie uśmięchalafeię ta nadzieja..Samotni, choć żyją wśród ludzi i gwaru wielkomiejskiego, biedni, smutni i wydziedziczeni, prowadzący szartjsżycie w ciągłJB trosce przed widmem nędzy — oto bohaterowie szarych di ' .'-Urąganiem ich doli jest każdy dźwięk śmiechu, lub radosnego upojenia szczęśliwych bliźnich.
Mieszkaniem^ ich najczęściej jest brudna, wilgotna nora, w której walają się po kątach połamane sprzęty; rzadko kiedy wyziera tu z za ramek smutna, bolejąca twarz Ghrystufdrr lub Bogarodzicy. ..
W jednej z takich stancyjek, których widok sam za-.siebie przemawia i świadczy o nędzy ludzkiej, sie,działo dwoje ludzi: mężczyzna za-J^ł kąt w pobliżu okna przed mizerpym warsztatem szewskim, kobieta siedziała nieopodal na łóżku, z którego wyglądała słoma, niedostatecznie zasłana grubern, połatanem prześcieradłem i małą, twardą poduszką. Ponad łóżkiem wisiał zniszczony, zczerniały obraz Matki B^tkiej BJŚHacej! Przerażająca pustka wiała z tej stancyjki; połamany stół i dwa zydle, kuferek odrapany, krzywy piec, wśzystko to robiło wrażenie smutne, ponure i przejmowało dreszczem.
Mężczyzna przyszywał dratwą .ąporącłata na zniszczonym buciku; kobieta trzymała far
tuch w garści i ocierając rąbkiem fartucha ■za-plakanejRiczy, zachodziła urywanym głofflm:
— Oj, biedna ja ci sierota została;!.-... O, Jezu Milusieńki! . . . . Co lei teraz pocznę!... O, Matko Boża!... Czemu te a-niołki oidernnięfposzły! Troje w jednym pogrzebałam tygodniu! O Matko Przenajświętsza! . ..
— tpy nie przestaniesz skowy.ężeć dzisiaj — zawajht mężczyzna i rzrfćil połatany bucik w jej stronę z takim impetem Łżfe bucik zatoczywszy koło mid głowa, kobiety, upadł wresRie u jej nóg.
Nie zwrócił na to uwagi, podjąć z ziemi drugi bucik, obejrzał go wszystkich stron, włożył na kopylo i drugą:Jatę naszywać zaczął, pogwizdując, z cicha popularną piosnkę uliczną.
Kobieta zawodzić nie przestawała:
— >0, Jezu! Jakie to u niego serce skamieniałe! Jakbym te dzieci z pod płotu zabrała!... O, Matko Bożii, cotja poczmlz takim chłopem ?
— Co ty pijaczko Matkę' Boską ciągle wspominasz? — krzyknął mężczyzna — Paliłaś przed Nią lampkę, moffilJ się, a co? Dzieci pomarły, hę?...
Rzucił bucik na warsztat, porwał kozik, skoczył na łóżko, zerwał obraz Bogarodzicy ze ściany i jednem cieciem nożyka przeszył płótno na wskroś, pgezem obraz pisnął za piec.
Kobieta zrozumiała dopiero co si^rstało, gdy już było po wszystkiem. Spojrzała na zniszczony obraz, potem na męża; zatrzęsło nią, jak w febrzć; zgięta dłojp w kułak i ude-
&
--*---0*3#