PROTAGORAS W ATENACH. 339
Zaczyna się gra dialektyczna. Sokrates przedstawia młodego przyjaciela swego Protagorasowi, który chce traktować sprawę wobec wszystkich. Pełen napuszonej godności, nie zapala się do nowego ucznia, bo już tylu usidlił bogatych paniczów, że jeden więcćj nie przysporzy mu sławy, a może nabawić kłopotu. Dumny także z tego, że nie dba o to, co ludzie mówią; to też pierwszy, jak mówi, śmiało przezwał się Sofistą, choć wie, że to niepopłaca. A jak chełpi się stary frazesowicz z swego wiekul tyle lat zajmuje się kształceniem innych, że nic masz wśród obecnych ani jednego, któregoby nie mógł być ojcem. Jednak nie odmówi swój pomocy Hippokratesowi, ale prosi, żeby mógł to zrobić publicznie, bo •słusznie przeczuwa, że jego rywale Hippiasz i Prodykus, dostaną żółtaczki. Przechodzi więc do drugiego portyku, gdzie siedzi Hippiasz a krzeseł podostatkiem; Alcybiades i Krycyasz, wyciągają Pro-dyka z łóżka, — a tak całe towarzystwo zebrało się na około Sokratesa i trzech Sofistów głośnych 1).
Temat rozmowy prosty i na czasie. Obietnica Protagorasa, że młodzieniec po każdym dniu spędzonym w jego towarzystwie, lepszym do domu powróci, wywołuje pytanie Sokratesa, w czem właściwie stanie się lepszym? A gdy Sofista objaśnia, że w cnotach domowych i obywatelskich, Sokrates znowu powątpiewa, czy w ogóle można kogokolwiek nauczyć cnoty. Należało więc dowieść tezy, którą wszyscy Sofiści mieli za prawdziwą. Protagor zabiera się do tego, naprzód opowiadając mit o Prometeuszu, potem w dłu-gićj mowie wykazując, że takie jest przekonanie wszystkich ludzi, skoro karzą złych, co by było okrucieństwem, gdyby nie przypuszczali, że może każdy nauczyć się cnót, potrzebnych w życiu domowem i publicznem 2j. Nie mogę przechodzić szczegółów zaj-mującćj dyskussyi, która po mowie Protagorasa zawiązała się między glównemi osobami dialogu. Pozostała ona nierozstrzygniętą, jak to zwykle wydarza się w dysputach publicznych, ale czytelnik wynosi przekonanie, że moralnie Sofiści sprawę przegrali, bo są w najlepszym razie oportunistami, bez stałych zasad, którzy za pomocą sprytnych, nieraz bardzo praktycznych rad, uczą, jak w każdćj chwili mówić można i działać z dobrem powodzeniem. Pokazuje się, że nie mają żadnćj ogólnej definicyi cnoty; że nie
’) Piat. Prot. p. 3x6—317.
2) Piat. ibid. p. 320—328.
22*