I ÓS
Błogosławieństwo moje masz na drogę.
Hubert pomny królewskiej woli, wchodzi do komnaty Artura, z zamiarem wypalenia mu oczów. Tkliwą nadzwyczaj jest scena dziecka z Hubertem.
r m j ym ' 1 ■ -'OH* ' DOTO t
ARTUR.
Będzicszże miał tyle serce? Kiedy cię tylko gło>v» zabolała, obwiązy-wałem skronie twoje chustką, i to najlepszą jaką miałem (księżna dla mnie ją szyła), nigdym potóm o nią ani zapytał. Rękę swą trzymałem wśród nocy na twem czole, i jak czujne minuty gonią naprzód swą godzinę, równiom zachęcał czas leniwy w biegu pytając; czego ci potrzeba? gdzie cię boli? czy mogę czóm ci się przysłużyć? Niejeden syn biedaka takby cicho przy tobie leżał, anibyś usłyszał słówka miłości; a ja, syn książęcy, jam ci w chorobie wiernie usługiwał. Możesz pomyśleć, że ta miłość moja była udaną, i nazwiesz ją chytrością. Jeśli chcesz, nazwij. Jeśli taka wola nieba, że musisz krzywdę mi wyrządzić, co robić? wyrządź. Chcesz więc oczy moje zgasić, te oczy co na ciebie nigdy źle nie spojrzały i nie spojrzą nigdy.
Długo Hubert walczy z dzieckiem, a raczej sam z sobą; nakoniec szlachetna strona przemaga w jego sercu. Ukrywa młodego księcia, króla zaś uwiadamia o jego śmierci; panowie angielscy dowiedziawszy się o tern, odgadując zbrodnią, opuszczają króla Jana. Skutkiem tego król, wyrzuca Hubertowi zbytni pospiech, w pełnieniu jego rozkazów. Hubert tłumaczy się wyraźną wolą monarchy.
Któż mi kazał? nie ty królu?
, KRÓL JAN.
Toć jest przekleństwo królów, że im służą podli, i kaprys ich za rozkaz biorąc, w dom życia krwawą ręką wpaść gotowi, w każdćm skinieniu władzy widzą prawo; myśl majestatu z groźnej brwi czytają, gdy on tymcza-Bcm marszczy brew swą może z humoru tylko, i bez myśli.
Na to com zrobił, mam twą rękę i twą pieczęć.
Gdy do rachunku przyjdzie między niebem i ziemią, wtenczas ręka ta i pieczęć staną jak świadki, które mnie potępią. Lecz jakże często, widok środków zbrodni, do zbrodni wiedzie! Gdybyś ty tam nie był, ty sam natury ręką naznaczony, jakby wybrany do haniebnej sprawy, ten mord i w głowie mojejby nie powstał. Ale postrzegłszy twą obrzydłą postać, widząc cię zdol-