wadza porządek i systematyczność. Będziemy poruszali się wolniej, będzie więcej na wszystko czasu.
— Jakie wojsko? Chińskie wojsko? Hołota!— roześmiał się topograf, który przyłączył się do nich. — Na co czekać? Czego się spodziewać? A jeżeli nic się nie zmieni, to co? Co poczniesz wtedy, kochany doktorze? Ech, lepiej stańmy się wandalami, spalmy własne dusze i przyznajmy się, żeśmy skazali się dobrowolnie do ciężkich robót na lat dwa. Pogódźmy się z losem! Niech każdy z nas stara się wbrew przeszkodom zrobić jak najwięcej. A nie zrobi, to nie! On temu nie winien!... Dziura w niebie nie stanie się!... Co, młody kolego? Czegoś się pan zamyślił? Ot, już jadą po pana! Trzymaj się pan ciepło!
Istotnie Małych leciał ku nim, co koń wyskoczy.
— Już wiem, już wiem... — uprzedzał go Brzeski.
— Właśnie! Kazali natychmiast...
Baron miał szczęście. Ilekroć się w co wmieszał, zawsze wywoływał zamęt i niezadowolenie. Pochód odbywał się spokojnie jedynie wtedy, gdy on spał w swej krytej kibitce, albo na nic nie zwracał uwagi, zajęty swemi obliczeniami. Zwolna tracił naczelnik wyprawy resztki powagi i zaufania nawet wśród prostych furmanów; tylko posępna, stanowcza jego mina wstrzymywała ich od głośnego wyrzekania. To zbyt się śpieszył, to zadługo wypoczywał, to źle wybierał noclegi. A nikomu nie wierzył i zawsze robił naopak. Ale był pewny, że on prowadzi wyprawę, że jemu zawdzięcza ona swoją szczęśliwą wędrówkę. W istocie zaś posuwała się ona naprzód dzięki pewnej rutynie, dzięki najemnikom i wielbłądom.
Krajobraz zwolna zmieniał się, płaska linja widnokręgu gięła się i łamała. Tu i owdzie nizkorosłe stepowe
41