W którymś z następnych lat byłem podczas regat sternikiem i przypominam sobie, jak szalenie się denerwowałem, żeby utrzymać łódź we właściwym kierunku i oprócz tego nadać jej ten bardzo ważny ruch naprzód. Teraz było to troską sternika. My, wioślarze, siedzieliśmy w pozycji pochylonej naprzód, wiosła były wychylone jak najdalej. Czekaliśmy na wystrzał sygnałowy, kiedy musieliśmy wykonać najważniejszy ruch — pociągnąć nasze wiosła całą siłą tak, ażeby łódź od razu nabrała biegu. Ustały dogadywania, każdy się skupił w sobie, uwaga każdego i wzrok zwrócone były na pióro swego wiosła.
Nadeszła dłuższa chwila równania szalup. Ktoś tam nie może się ustawić, ale nie zwracamy na to uwagi. Jesteśmy pewni sprawności naszego sternika. Pada strzał i na jednoczesną komendę naszego sternika pociągamy potężnie naszymi wiosłami. Pchnęły wodę jak jedno, nikt się nie pomylił, nie złapał „szczupaka”. Wiedzieliśmy, że kuter nasz od razu dał susa naprzód. Następne pociągnięcia wioseł stały się stopniowo szybsze, aż osiągnęliśmy nasze tempo.
Dobre wiosłowanie w ogóle wymaga skoncentrowania uwagi na wiośle swoim i wiosłach towarzyszy. Wiosłowanie podczas regat, gdy się chce być pierwszym, nie daje możności oglądania się — nic, tylko swoje pióro i tempo. Sternik stał na rufie, mocno trzymał ster, od czasu do czasu rzucał nam komendę, a swoim miarowym pochylaniem się wskazywał nam tempo wiosłowania. Nie widzieliśmy nic poza wiosłami, czuliśmy jednak, że idziemy dobrze. Mijaliśmy po kolei rufy wszystkich okrętów znajdujących się po drodze. Im dalej, tym bardziej się zdawało, że ta mila jest straszliwie długa. Chciało się dać na chwilę folgę ramionom i złapać więcej powietrza w płuca. Zlewaliśmy się potem. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że teraz następuje najtrudniejsza część regat.
Sternik, chociaż nie wiosłował, męczył się nie mniej. Musiał sterować jak najprościej, bo każde odchylenie steru zmniejszało szybkość. Uważał bacznie, żeby nasze wiosła nie dotknęły wioseł kutra sąsiedniego. Odczuwał nasze zmęczenie i puszczał w ruch swoje kropidło, zanurzając je od czasu do czasu w wodę i rzucając potem na nas deszcz chłodzących kropel. Zdawało się w końcu, że nie będzie już dość siły, ażeby jeszcze raz zarzucić i pociągnąć wiosło, gdy usłyszeliśmy oczekiwaną
69