wieckich więźniarek, gnanych na połóg do tiurmy, i tego jakiegoś zasłużonego widać nieboszczyka, wiezionego w trumnie - na wolność. Chwila ta została we mnie jako ponura, czerniejąca kilkoma plamami na śniegu synteza dzisiejszej Rosji i jako taka trwa we mnie do dziś.
Fronton chersońskiej tiurmy robi wrażenie wspaniałego empirowego pałacu. Ogromne, gonne kolumny i wyniosły tympanon fasady wyłoniły się z kłapciastego śniegu, który zaczął kurzyć pod koniec naszej drogi. Przeraźliwie tylko jasne gruszki żarówek, pouczepianych gdzie popadło, drewniane gołębniki ze striełkami i omoty kolczastego drutu szpecą piękno i dostojność linii tej imponującej budowli, kryjącej za białymi plecami frontonu i bocznych skrzydeł rozległe skupiska więziennych bloków, rozsuniętych tylko tu i tam wysoko omurowanymi dziedzińcami.
Po kilku godzinach zwykłych formalności prowadzą nas - już znowu tylko nas pięć ze Lwowa - do tzw. czerwonego bloku, na czwarte piętro. Cała klatka schodowa omotana jest grubą siecią, która ma uniemożliwić więźniom ewentualne rzucenie się z pięter. Siatka ta robi wrażenie grubej, zakurzonej pajęczyny. W tiurmie cicho jak makiem zasiał.
Mała celka, do której nas puszczają, jest do połowy wysokości pomalowana na czarno. Mieszczą się w niej ledwie trzy łóżka, jedno na całą szerokość celi, dwa pod bocznymi jej ścianami wzdłuż. Na łóżkach czarne sienniki. Podłoga też czarna. Ma się w pierwszej chwili wrażenie trupiarni. Miejsca tyle, że się ledwie można obrócić. Przy drzwiach kaloryfer. Płaskie, wysokie okno i wysoko nad drzwiami zakurzona żarówka. To wszystko. Czuć rozparzony zaduch od wieków niewietrzonej celi, słodkawy, znajomy smrodek sienników i starej machorki. Przede wszystkim jednak czuć - upał!
I upał ten miał być najgorszym utrapieniem naszego czteromiesięcznego pobytu w Chersoniu. Poza tym chersońska tiurma była najmożliw-szą ze wszystkich, w których siedziałam.
Po pierwsze było nas znowu tylko pięć. Następnie jedzenie - zwłaszcza po charkowskim - bardzo dobre i sporo go nawet. Mamy kasze maszczone słonecznikowym olejem, jarzynowe zupy, a nawet czasem biały makaron! Dyżurni nie odmierzają porcji. Możemy brać, ile która chce. Dostałyśmy tu porządne, głębokie, czyste miski i łyżki cynowe. Luksus wprost! Spacery co dzień i długie. Uborna duża, o czterech kranach, względnie czysto utrzymana, tyle że bez szyb, więc zimno i śnieg zabija do środka. Myjemy się w lodowatej wodzie, obłokach pary, którą dymi-
99