sweter, który odbija się czarną plamą. Reszta umundurowania została na okręcie i wraz z nim się pali w tej chwili. Kiedy słyszę nad sobą warkot samolotu, zamykam oczy i w duszy zaczynam się na nowo modlić.
Nareszcie wszystko cichnie, samoloty oddalają się. Słyszę tylko trzask palącej się ropy na „Jaskółce”. Wstaję, ale nogi pode mną się trzęsą, to nerwy. Powoli uspokajam się. Ze szkoły biegną marynarze. Ze wszystkich dziur, gruzów wyłażą marynarze brudni, przysypani ziemią, poranieni odłamkami. Idziemy w kierunku szkoły. Tam już czekają na nas, uważali nas za straconych. Liczymy się wzrokiem. Brak czterech ludzi. Porucznik organizuje poszukiwanie. Przyłączam się do nich, wychodzimy.
Po długich poszukiwaniach odnajdujemy dwóch, to jest Hóhna i jeszcze jednego. Brak mata Birnbacha i mar. Kozieła. Przypominam sobie, że stojąc na dziale w nocy mar. Kozieł powiedział mi, iż jak tylko wrócimy do portu, on kładzie się spać i nic nie chce, tylko spać. Był zmęczony, bo co noc były wyjazdy. Melduję o tym porucznikowi i obydwaj domyślamy się, że biedak zasnął na zawsze. Ale na razie nie podobna tego stwierdzić, bo nie można zbliżyć się do.palącego się okrętu.
Ze wszystkich stron zbliżają się marynarze w poszukiwaniu swych ludzi z załogi. Prawie wszystkie okręty poniszczone, dywizjon minowców przestał istnieć. Po wygaśnięciu ognia poszliśmy na okręt. Jedynie dzięki płytkości portu „Jaskółka” nie poszła pod wodę, lecz stała na dnie, a jej szkielet wystawał trochę nad powierzchnię. W kabinie nawigacyjnej przy przejściu do messy znaleźliśmy trupa bez głowy, bez nóg i bez rąk, na poły spalonego. Prawdopodobnie był to mat Birnbach. Nie zdążył wyskoczyć, kiedy bomba trafiła okręt. Jeśli chodzi o mar. Kozieła, to niestety nie mogliśmy się dostać do pomieszczenia dziobowego, które zalane było wodą, natomiast znaleźliśmy podkówki i kawałek obcasa. Tyle zostało z naszych kolegów. Cześć ich pamięci.
Mat Birnbach był najbardziej łubianym z załogi, był wzorem podoficera. Razem z nim przyszedłem do marynarki, razem awansowaliśmy na st. marynarza, razem na „Jaskółce” dostaliśmy matów. Tym bardziej go lubiłem, że byliśmy najmłodszymi podoficerami na okręcie. Mar. Kozieł typowy warszawiak, tryskający humorem, był pod każdym względem morowym chłopakiem. Wszyscy ich żałowaliśmy. Ale kto mógł wiedzieć, co z nim samym będzie. Byliśmy przygotowani na to samo. Zrobiliśmy pogrzeb matowi Birnbachowi i pochowaliśmy jego szczątki na cmentarzu w Jastarni.
Po tym co zaszło, cały dywizjon został rozdzielony do innych baterii. Zostałem przydzielony jako podoficer administracyjny do plutonu ckm, który kwaterował w dużym pensjonacie „Morzany”. Zajęcie moje polegało na prowadzeniu kancelarii i zaopatrywaniu plutonu we wszystko, tak w umundurowanie, jak i prowiant. Prócz tego normalnie trzymałem służbę podoficera. To trwało około tygodnia [...]
110