WIELKIE CZASY
Cesarz skończył trzydzieści siedem lat. Był w rozkwicie sił i urody.
Słynny francuski romantyk Theophile Gautier, który zobaczył go na wspaniałym pałacowym balu, z poetyckim entuzjazmem opisał cesarza:
Zdumiewająco regularne, jakby rzeźbione rysy twarzy. Wysokie piękne czoło.
Łagodny, dobrotliwy wyraz twarzy. Duże niebieskie oczy. Zarys ust przypominający grecką rzeźbę.
A oto zupełnie inny portret: oczy, jak się okazuje, są „duże, niebieskie, ale niezbyt wyraziste", rysy twarzy też budzą krytykę: „Jego regularne rysy stawały się nieprzyjemne, gdy uważał za stosowne przybierać uroczysty lub majestatyczny wyraz" - napisała to Anna Tiutczewa.
Skąd taka różnica?
Dworzanie, którzy znali zmarłego cara, mieli określony pogląd na monarszą urodę. To przede wszystkim „władcze spojrzenie Mikołaja I" - bezlitosne, lodowate, które przyprawiało dwór o drżenie. Rosyjski car miał być przede wszystkim groźny.
Wielki rosyjski historyk, Wasilij Kluczewski, pisał:
U nas car nie jest mechanikiem przy maszynie, lecz strachem dla ogrodowego ptactwa.
Ku rozczarowaniu dworu spojrzenie nowego cara nie było władcze. Kiedy próbował udawać - nakładać maskę ojca, stawał się śmieszny.
Dwór przez cały czas porównywał go ze zmarłym cesarzem i nowy władca coraz bardziej na tym tracił. Najjaśniejszy pan „jest zbyt dobry i czysty, żeby rozumieć ludzi i nimi rządzić", napisała Anna Tiutczewa.
Już pierwsze kroki cara wywołały ciche szemranie dworaków.
Dwór od razu ocenił właściwie krążące pogłoski, że zmarły cesarz nakazał zniesienie poddaństwa. Dworacy zaniepokoili się, czy nowy car zdecydował się na to niebezpieczne szaleństwo.
Dworu jednak nikt nie pytał o radę. Mikołaj przyzwyczaił Aleksandra, że wszystko winno się rozstrzygać w cesarskich apartamentach. Zmarły monarcha doskonale wytresował swój dwór. Nikt nie ważył się nie tylko potępiać, ale nawet komentować postępowania władcy. Minęły czasy wypraw gwardzistów, zniknęli wspaniali awanturnicy XVIII stulecia. Pozostali tylko posłuszni niewolnicy.
Znaleziono więc całkiem inną postać, której postępowaniem dwór mógł się do woli oburzać.
Był to Ezop - wielki książę Konstanty. „Diabeł-kusiciel naszego dobrego cesarza", pisała Maria Frederiks.
133