odnosił się z całym oddaniem. Ileż to spraw zawikłanych przez zarządy fabryk lub przez towarzystwa asekuracyjne zostało przez niego wyjaśnionych i wygranych na korzyść jakiegoś poszkodowanego robotnika i inwalidy lub na korzyść rodziny zabitego. I tu też stosunki w USA nie mogły mi zaimponować, gdy się widziało i słyszało o nadużyciach w stosunku do zapracowanego i ciemnego robotnika Słowianina.
W czasie mego urzędowania Łuksza z powodu swoich spraw własnych musiał ustąpić z Konsulatu; potrzebowaliśmy kogoś na jego miejsce.
Jako sekretarz Konsulatu, z urzędu nieraz zastępowałem konsula na rozmaitych wiecach i zebraniach obywateli rosyjskich. Poza tym brałem udział w niektórych zebraniach innych narodowości, które w tym czasie rozwinęły większą aktywność, a jednocześnie społeczeństwo amerykańskie, popierane, a może inspirowane przez rząd, prowadziło silną akcję amerykanizacyj-ną. Na jednym z takich zebrań spotkałem i poznałem młodego adwokata pochodzenia czeskiego Edwarda Tabora. Urodził się w Stanach, samodzielnie skończył studia wyższe i tak samo jak Łuksza w pracy swojej widział nie tylko możność zarobienia kawałka chleba, lecz również ideę. Pracował wtenczas jako praktykant w biurze jednego z wielkich adwokatów i zarabiał bardzo mało. Zaproponowałem mu, że polecę go konsulowi na radcę prawnego, na co chętnie się zgodził. Konsulowi młody adwokat podobał się też i E. Tabor zajął na jakiś czas miejsce Łukszy.
Zdarzyło mi się raz, że na skutek skargi do Konsulatu o zabójstwo robotnika na osiedlu przy kopalni węgla postanowiliśmy w Konsulacie, że dla zbadania sprawy razem z Taborem wyjedziemy na miejsce.
Kopalnia znajdowała się w odległości kilkudziesięciu kilometrów od Pittsburgha. Pojechaliśmy tam w niedzielę tramwajem. Ludzie, z którymi mieliśmy się spotkać, byli uprzedzeni o naszym przyjeździe; obejrzeliśmy teren i przystąpiliśmy do przesłuchiwania świadków.
Jak się okazało, rzecz się miała w sposób następujący. Również w niedzielę przed południem jeden z młodszych robotników wstąpił do składu aptecznego-drogerii (w których, jak wiadomo, w Ameryce sprzedaje się wszystko), żeby się napić wody
199