Chwila ciszy, daremna próba wciągnięcia na powrót mętnego sopla do nosa i bezradne oglądnięcie się dokoła... Widocznie nowy pomysł strzela jej do głowy, bo rzuca bat i w obie garści nabierając piasku, zaczyna nim niezdarnie prószyć w moją stronę.
- Nie umiesz - powiadam rzeczowo, udając, że nie spostrzegam wcale wrogich jej zamiarów. - Wszystko do ciebie wraca. Popatrz... Ja potrafię lepiej...
- Tobie nielzia do mnie gadać - panimajesz? Ty zakluczona... Jak tato wróci...
Jednym słowem, nie dogadałyśmy się. Ale widocznie zapamiętała mnie dobrze. Kiedy następnym razem wypatrzyła mnie w pobliżu zony, puściła się w moją stronę, lepiej tym razem uzbrojona. Stary, zardzewiały kikut noża tkwił w jej brudnej łapinie.
- Udiraj! Słyszysz? Udiraj! Smatri, czto ja imieju! Tiepier ja tiebia ubiju. Mówiłam ci, że nie chcę, żebyś tu przychodziła...
- Odnieś nóż mamie, bo nie będzie miała czym kartoszek obierać. Nie mam dziś czasu bawić się z tobą... - rzucam przez ramię i udając, że jej od tej chwili w ogóle nie widzę, zaczynam swoją wędrówkę po deptaku. Mała czas jakiś obserwuje mnie spode łba, potem zaprzestaje zaczepek, wreszcie znudzona zaczyna się bawić sama. Zabawa polega na tym, że leżąc na wznak na ziemi i wierzgając z całej siły nogami, obsypuje się piaskiem. Zgarnia go, namiata sobie na głowę, prycha, pluje, zrywa się, otrząsa - przebiega parę kroków dalej i zaczyna od początku. Bardzo inteligentna zabawa! Jej młodszy braciszek, widząc budujący przykład, rzuca się też na ziemię. Czasem przetaczają się z pleców na brzuch i pływają w piasku, obsypując się nim wzajemnie. Oboje mają już rzęsy i sople pod nosem całkiem żółte od piasku.
To była ich najulubieńsza zabawa. Nie widziałam nigdy innej. O ileż pomysłowiej bawią się czasem młode psiaki! O ileż weselej wróble kąpią się w piasku! Tu, w tym idiotycznym tarzaniu się po ziemi dwojga przedstawicieli najszczęśliwszych pono dzieci świata - nie czuje się ani wesołości, ani zdrowej potrzeby ruchu czy wyładowania się. Nie pamiętam, aby się przy tym śmiało które. Rzecz odbywa się na ponuro z tępą, bezmyślną zajadłością. Jestem pewna, że nawet na najbardziej zapadłej wsi nasze dzieci umiałyby sobie wymyślić jakąś lepszą zabawę aniżeli ta, której z taką pasją oddają się oto te obiecujące latorośle sowieckiego reżymu.
Pewnego sierpniowego popołudnia - najniespodziewaniej - nadcią-
223