rada mnie udzielana. Natomiast wszyscy nasi znajomi i przyjaciele Amerykanie nie znaleźli w postępowaniu moim nic złego i zapewnili, że gdybym zechciał zostać czy zostawić rodzinę, są gotowi nam dopomóc.
Do końca marca pracowałem jeszcze w Konsulacie, potem zaczęliśmy robić przygotowania do wyjazdu. Mniej więcej w tym czasie w drodze na Syberię przejeżdżał przez Amerykę Łodyżeński, którego nie zdołałem spotkać, ale z którym skomunikowałem się i prosiłem, żeby przysłał mi wiadomość do Japonii.
Mając przed sobą tak daleką i nową drogę, a nie będąc związany czasem, wybrałem Linię Japońską, której statki odchodziły z San Francisco i po drodze zawijały do portu Honolulu na Wyspach Hawajskich. Ponieważ mieszkanie nasze musieliśmy zlikwidować już 1 maja, przeto za poradą biura podróży wybraliśmy dość okrężną, ale niezwykle ciekawą drogę przez kontynent amerykański.
W końcu kwietnia, odprowadzeni na dworzec przez naszego serdecznego przyjaciela Alskiego, wyruszyliśmy z Pittsburgha do Buffalo, gdzie na jedną dobę zatrzymaliśmy się w Niaga-rze i zwiedziliśmy tę piękną miejscowość dokładnie. Następnie skierowaliśmy się do Chicago, gdzie znowu spędziliśmy bardzo przyjemny dzień u naszych miłych znajomych państwa Osieckich. Było nam tak dobrze, że rzeczywiście w ostatniej chwili wsiedliśmy do taksówki i na dworzec przyjechaliśmy na parę minut przed odejściem pociągu.
Z Chicago droga nasza prowadziła na północny zachód, poprzez St. Paul, a następnie przez stany Kanady Saskatchewan i Kolumbię. Parę dni jechaliśmy przez równinowe stepy, gdzie dokoła horyzontu jak okiem sięgnąć widać było rozległe pola zasiane zbożem. Następnie wjeżdżaliśmy w kraj coraz wyższy, coraz mniej zaludniony. Gdy trasa kolei wzniosła się na wysokość przeszło 1500 metrów w okolicy Banffu, miejscowości turystycznej w Górach Skalistych, znaleźliśmy się wśród głębokiej zimy. Ale nie trwało to długo. Po przebyciu siedmiomilowego tunelu, w którym pociąg spiralą wznosi się na kilkaset metrów, po przebyciu najwyższej przełęczy wjechaliśmy w kraj przepiękny po zachodniej stronie Gór Skalistych, gdzie z początku znaleźliśmy się w okolicy rozsłonecznionej i bijącej blaskiem śniegu
211