mi, czasem strzelając z karabinów maszynowych i rzucając niewielkie bomlby. Szczęśliwie nie było strat w ludziach. Nasze usiłowania zestrzelenia samolotu nie dawały rezultatów i nie mogły przeszkodzić w nalotach. Czasem strzelałem sam (wówczas należałem do niezłych strzelców) myśląc, że złe wyszkolenie obsługi jest powodem bezkarnego przelotu nieprzyjacielskiego samolotu, ale ja również nie mogłem trafić. Po prostu stare, wysłużone „Maximy” nie chciały strzelać celnie.
W międzyczasie ostrzeliwano kilkakrotnie Wielką Wieś z morza z dział okrętowych i samoloty niemieckie mocno bombardowały rejon plutonu artylerii, ponieważ nasze działa odpowiadały na ogień z morza. Dział nie udało się Niemcom zniszczyć.
Gdy mjr Wiśniewski przybył powtórnie do Wielkiej Wsi, przedstawiłem mu sytuację oddziału. Najgroźniejszy był dla mnie odcinek południowy między zatoką a szosą z Pucka, osłaniany przez pluton składający się zaledwie z około 20 marynarzy. Nie miałem żadnej rezerwy, aby ten odcinek wzmocnić. W razie ataku z tej strony i zlikwidowania plutonu Niemcy wychodzili bezpośrednio na szosę na Hel na tyły oddziału, odcinając mu jedyną drogę odwrotu. Mjr Wiśniewski zgodził się ze mną, żądał jednak utrzymania całej linii osłony. Zmienił jednak zadanie oddziału. Polecił przeprowadzać stałe rozpoznanie trzema patrolami na kierunkach: Wielka Wieś—Puck, Wielka Wieś—Poczernino—Strzelno i Wielka Wieś—Chłapowo—Tupadły. Wyniki rozpoznania miałem podawać telefonicznie do dowództwa baonu KOP w Jastarni. Po pierwszym starciu miałem wycofać oddział poza wykończoną już linię obrony w Chałupach.
Około 6—7 września lotnictwo niemieckie zajęło naszą bazę w Pucku1. Bliskie sąsiedztwo zwiększyło liczbę nalotów na Wielką Wieś, my zaś mimo usiłowań nie mogliśmy zestrzelić żadnego samolotu. Równocześnie patrole zaczęły przynosić wiadomości o spotkaniach z patrolami niemieckimi i o zbliżających się oddziałach nieprzyjacielskich.
Z meldunków można się było zorientować, że nieprzyjaciel okrąża Wielką Wieś. Z południa zbliżał się oddział w sile jednego batalionu, z zachodu dwóch batalionów. Mieliśmy więc przed sobą prawdopodobnie pułk piechoty niemieckiej 2.
Po południu 8 września por. mar. Prowans zawiadomił mnie, że otrzymał rozkaz od kmdr Steyera natychmiastowego rozmontowania dział i przewiezienia ich samochodami do Jastarni. Wprawdzie ogień tych dział niewiele by mógł pomóc praktycznie w razie natarcia, jednak nadzieja wsparcia artylerii miała swój wpływ moralny na zmęczonych ciągłymi alarmami lotniczymi, stałymi patrolami, przebywającymi od kilku dni
206
Dowództwo niemieckie przebazowało z Piławy do Pucka jedną eskadrą 506 dywizjonu lotnictwa przybrzeżnego, lecz nastąpiło to dużo później niż podaje autor.
Był to 42 pułk ochrony granicy (Grenzwaehe), dowodzony przez ppłk. Wutha.