przez zemstę, tylko przez wrodzoną mi ciekawość poznaniu duszy ludzkiej.
Gdyż to jego spojrzenie nie było spojrzeniem na drugiego człowieka, i gdybym mógł odkryć dogłębnie naturę tego spojrzenia, jakby rzuconego przez szklaną ścianę akwa rium na mieszkańca innego świata, odkryłbym wówczun istotę wielkiego szaleństwa Trzeciej Rzeszy. )
To, co wszyscy myśleliśmy i mówili o Niemcach, ujaw niło się od razu wlym momencie. Mózg rządzący tymi błękitnymi oczami i tymi wypielęgnowanymi rękami mówił „To coś, co stoi tu przede mną, należy do gatunku, któiy niewątpliwie należy zlikwidować. W danym wypadku tr/ehn najpierw upewnić się, czy nie zawiera w sobie jakiego! elementu nadającego się do wykorzystania". A w mojej gin wie Jak ziarnka w pustej dyni skakało: „Błękitne oczy i Jan-ne włosy są zasadniczo niegodziwe. Jakiekolwiek porozumienie się wykluczone. Specjalizowałem się w chemii goi niczej. Specjalizowałem się w syntezach organicznych. Specjalizowałem się..."
I zaczęło się przesłuchiwanie, podczas gdy trzeci oku*] zoologiczny, Alex, ziewał i zgrzytał zębami w swym kącie,]
- Wo siiid sie geboren?- mówi do mnie sie, pan: doklorj inżynier Pannwitz nie ma poczucia humoru. Niech go diahl wezmą: nie robi najmniejszego wysiłku, by mówić clio trochę zrozumiałym językiem.
- Doktoryzowałem się w Turynie w 1941, summa nul laude - i podczas gdy to mówię, czuję wyraźnie, że on m| nie wierzy, prawdę mówiąc, ja sam w to nie wierzę, wj starczy spojrzeć na moje brudne i poranione ręce, na /a błocone spodnie galernika. A przecież to ja jestem, wlaśnk ja, doktoryzowany w Turynie, a nawet w tej chwili tnnl no wątpić w mą identyczność, gdyż wspomnienia chrii organicznej pomimo tak długiej bezczynności sypią r»n na żądanie z depozytu pamięci z nieoczekiwaną uległoś* li| przy tym to krążące w żyłach i rozgrzewające, upajające do ekstazy uczucie jasności umysłu, jakże je dobrze am: ta gorączka przedegzaminacyjna, moja gorączka ed moimi egzaminami, ta spontaniczna mobilizacja rstkich zdolności logicznych i wszystkich wiadomości, rej koledzy szkolni tak mi zazdrościli.
Egzamin idzie dobrze. Z wolna zdaję sobie z tego sprawę daje mi się, że urosłem. Teraz pyta mnie o temat pracy ktorskiej. Muszę zrobić gwałtowny wysiłek, aby wskrze-ć te odcinki wspomnień, tak niesłychanie odległe; to tak, bym usiłował przypomnieć sobie wydarzenia z poprze-ego wcielenia.
Coś czuwa nade mną. Moje biedne stare miary sta-A ch dielektrycznych budzą szczególne zainteresowa-w tym, pewnym swej egzystencji, jasnowłosym Aryjczy-pyta mnie, czy znam angielski, pokazuje mi tekst attermanna, i to również jest absurdalne i niewiarygod-że tam, po drugiej stronie drutu kolczastego, istnieje fittermann identycznie podobny do tego, z którego uczy-ślę w Italii, na czwartym roku, u siebie w domu.
Już koniec. Podniecenie, podtrzymujące mnie przez cały egzaminu, opada naraz: ogłupiały i apatyczny, wpa-ę się w rękę o jasnej skórze, która niezrozumiałymi ‘ami wypisuje mój los na białym papierze.
- Los, ab! - Alex wyłania się zza kulis, znów podlegam
0 Jurysdykcji. Stukając obcasami, kłania się Pannwitzo-na co tamten odpowiada leciutkim ruchem powiek.
ez sekundę szukam w myśli odpowiedniej formy pożeg-ia: na próżno, po niemiecku umiem powiedzieć: jeść, cować, kraść, umierać; umiem także powiedzieć: kwas kowy, ciśnienie atmosferyczne i generator krótkofalo-, ale nie wiem, jak należy pożegnać wysoką osobistość.
1 oto znów jesteśmy na schodach. Alex pędzi po stolach; ma skórzane podeszwy, gdyż nie jest Żydem, jest
119