do brygady, ale na ogół byliśmy bardzo ostrożni w naszych rozmowach, gdyż wiedzieliśmy, że jesteśmy stale obserwowani.
Wiadomości ze świata nie mieliśmy żadnych. Prawdopodobnie, a nawet na pewno były one w sztabie, ale nic nam o nich nie mówiono. Z Gajdą spotykaliśmy się rzadko. Stopniowo dowiedzieliśmy się jednak, że na zachodzie rozwija się wojna z Polską. Jeżeli była to prawda, to położenie moje stawało się tym bardziej nieprzyjemne.
Znajdowaliśmy się we wsi położonej w odległości stu kilkudziesięciu kilometrów od granicy mongolskiej. Zacząłem stopniowo i ostrożnie dowiadywać się, w jaki sposób można by się tam przedostać. Zamierzałem wybrać moment odpowiedni i uciec. Podzieliłem się tym moim projektem z Gajdą, który gotów był mi towarzyszyć. Namyślałem się jednak, czy będę mógł ten plan wykonać, gdyż w Czrezwyczajce w Nowonikołajewsku oraz tu, w sztabie, wiedziano dokładnie o istnieniu mojej rodziny. Wiedziałem również, iż władze bolszewickie nigdy się nie wahają rozprawić z rodziną, jeżeli nie mogą znaleźć samego poszukiwanego.
Wypadki zwolniły mnie od powzięcia decyzji. Zupełnie zapomniałem o tym, że jeszcze w Nowonikołajewsku wysłałem list do Wydziału Personalnego Sztabu Morskiego. W rezultacie przysłano teraz do sztabu brygady polecenie odesłania mnie do Moskwy jako speca. Powiedziano mi o tym, a jednocześnie w sposób dyskretny zaproponowano objęcie odpowiedzialnego stanowiska w sztabie. Odrzekłem, że jest to niemożliwe, gdyż jestem Polakiem. Tegoż wieczora powiedziano mi, że nazajutrz będę musiał wyjechać do Usolja, gdzie znajdował się sztab dywizji. Zrozumiałem, że nie pojadę do Moskwy.
Rzeczywiście, nazajutrz wpakowałem się z moimi rzeczami na wóz i wyjechałem pod eskortą dwóch konnych żołnierzy. Był czerwiec, początek lata w pełni, dnie słoneczne, cała kraina pokryta świeżą zielenią. W lasach, przez które przejeżdżaliśmy, rozlegał się świergot zapracowanych ptaków.
Stosunek konwojentów do mnie był najzupełniej poprawny i gdy stawaliśmy na popas, nawet nie dawali po sobie poznać, że jadę pod ich eskortą. Po przybyciu do Usolja okazali tyle uprzejmości, że zgodzili się, żebym sam poszedł do sztabu dywizji, gdzie wezwałem na chwilę mego znajomego
242