Ludzi, kobiet i mężczyzn, było tak dużo, że z trudem znaleźliśmy miejsce. Jednakże bez jakichkolwiek sporów i sprzeczek przyjęto nas z sympatią, wszyscy się ścieśnili i wkrótce byliśmy ulokowani.
Około tygodnia spędziłem w tym ponurym podziemiu, gdzie jako pożywienie dawano nam dziennie funt chleba, a rano i wieczorem dość dużo wody wrzącej. Miałem jednak ze sobą herbatę i cukier i na razie pożywienia tego najzupełniej mi starczało. Do toalety wyprowadzano nas na podwórze pod eskortą.
Na ogół siedziało się w tym podziemiu dość spokojnie, tylko czasami w nocy zjawiał się komendant Czrezwyczajki, przystojny Madziar, który nie wiem, czym się powodował, gdy wybierał sobie któregoś z uwięzionych na ofiarę. Krzyczał wtenczas, wymachiwał rewolwerem i nawet kopał. Nikogo jednak nie zamordował i po jego wyjściu spaliśmy spokojnie.
Uwięzionych było tak dużo i wszyscy tak bardzo stłoczeni, a jednak nie dochodziło do kłótni. Panowała znaczna uprzejmość w stosunku do kobiet. Nie rozmawiano wiele, chyba że ze swoim najbliższym sąsiadem, i każdy myślał tylko o jednym: co go czeka w najbliższej przyszłości. Ta zupełna nieświadomość była najcięższa.
Po tygodniu podziemia, jak zresztą codziennie, pomiędzy innymi wywołanymi nazwiskami padło i moje. Zabrałem rzeczy, wyszedłem na podwórze, skąd w towarzystwie kilkunastu innych więźniów, znowu pod silną eskortą, zostałem odprowadzony do centralnego więzienia w Irkucku.
W więzieniu tym przesiedziałem około trzech miesięcy w rozmaitych celach, zaczynając od cel w barakach drewnianych, gdzie dawniej lokowano zatrzymanych na irkuckim etapie zesłańców, i kończąc celą w murowanym gmachu głównym.
W porównaniu z podziemiem Czrezwyczajki więzienie wydawało się lokalem prawie komfortowym. W każdej celi prycze, a w niektórych stalowe ramy z naciągniętym płótnem. Życie płynęło stosownie do dawnego regulaminu. Budzono nas wcześnie, jakoś się tam myliśmy, po czym dwóch z nas musiało wynosić tak zwaną paraszę. Kolejności tego obowiązku przestrzegano bardzo ściśle, a w ogóle za porządek w celi odpowiedzialny był jeden z więźniów, który nazywał się starostą. Parasza — duża, drewniana dzieża — stała w najdalszym rogu celi za
244