Witold Hubert mat
dowódca drużyny baonu „Hel"1
Pewnego dnia przy końcu pierwszej połowy miesiąca ppor. mar. Czerwiński wezwał mnie oraz mego kolegę z „Wichra” st. mar. W. zawiadamiając nas, że jako członkowie bojowej załogi ORP „Wicher”, którzy przeżyli chrzest wojenny na okręcie, jesteśmy wyznaczeni na dowódców drużyn do sformowania kompanii, udającej się na pierwszą linię bojową, znajdującą się na przedpolu miejscowości Chałupy. Tam mieliśmy zluzować znajdujących się na pozycji obrońców, złożonych z marynarzy Morskiego Dywizjonu Lotniczego z Pucka.
Pożegnanie z dowódcą było smutne, lecz staraliśmy się zachować dobry humor, co tylko częściowo nam się udawało. Wyruszyliśmy wieczornym pociągiem o wagonach już częściowo zdewastowanych, który kursował już tylko na półwyspie Hel, gdyż — jak nas poinformowano — Niemcy zajęli całe wybrzeże, odcinając Hel przez zajęcie portu rybackiego Wielka Wieś—Władysławowo.
Jadąc pociągiem o zmierzchu z samopoczuciem nienadzwyczajnym, starałem się zachować postawę, jakiej można żądać od marynarza z „Wichra”. Przez Zatokę Pucką na całym polskim brzegu, zajętym już przez Niemców, widziałem pożary i od czasu do czasu wzbijające się w górę białe, zielone i czerwone rakiety stwierdzające, że cały polski brzeg przestał już być polskim. Na jak długo? Co przyniesie dla mnie jutro? Ile zostało mi jeszcze lat, dni czy godzin życia? Wspomnienia rodziny, dziecięcych lat, szkoła, Lwów, Żółkiew, twarz ojca sroga a bliska, twarz matki, jej ciepło i uśmiech, wszystko to w tej chwili wróciło do
227
Autor relacji pełnił obowiązki podoficera sygnałowego na niszczycielu „Wicher” do dnia zatopienia okrętu. Od 4 września wchodził w skład załogi odcinka obrony przeciwdesantowej, dowodzonej przez ppor. mar. Juliana Czerwińskiego. Około połowy września odkomenderowany został do dyspozycji mjr Jana Wiśniewskiego i od tego momentu zaczyna się ta część jego relacji, która włączona została do zbioru.