WOJNA Z TERROREM
Wtedy to się zaczęło! „Chłopomani" z krzykiem żądali, „by nie tylko nie przychodzić z pomocą przybyłemu kandydatowi na carobójstwo, lecz aby Sołowjowa schwytać, związać i wywieźć precz z Petersburga jako niespełna rozumu!" Żarliwie się im przeciwstawiano! Wówczas oni krzyczeli gniewnie, że sami przeszkodzą Sołowjowowi. Jeden z nich, niejaki Popow, wśród całego tego harmidru i zamętu zawołał:
- Ja sam zabiję tego, który zaprzepaści sprawę narodnicką, jeśli niczego innego zrobić z nim nie sposób!
Zdawali sobie sprawę, jaką falę represji wywoła zabójstwo cara. I że trzeba będzie zaprzestać ukochanej pracy na wsi.
Przywódca „chłopomanów", ówczesny teoretyk narodnictwa Gieorgij Plechanow, wygłosił przemówienie:
Z powodu waszych wybryków nasza organizacja zmuszona będzie do porzucenia jednego za drugim dawnych obszarów działalności, podobnie jak Rzym opuszczał kolejno swoje prowincje pod naporem barbarzyńców. Jedyną korzyścią tego zabójstwa będzie to, że po imieniu Aleksandra pojawią się nie dwie, lecz trzy pałeczki... Aleksandra II zastąpi Aleksander III! I to wszystko!
Jednakowoż większość była odmiennego zdania. Oświadczyli, że aczkolwiek sami nie będą wspomagać Sołowjowa wobec zaistniałych rozbieżności, to w żadnym wypadku nie zabronią poszczególnym członkom okazywać mu pomoc w miarę możności.
Zebranie zamieniło się w pełen wściekłości tumult. Któryś z „chłopomanów" krzyknął, że jeżeli pojawi się nowy Karakozow, wtedy on gotów jest zostać nowym Komissarowem.
W odpowiedzi przeraźliwie rozkrzyczał się „polityk" Kwiatkowski:
- A może chcecie złożyć donos? Jeśli tak, to potraktujemy was wówczas w sposób, w jaki się traktuje donosicieli!
Na to Popow do Kwiatkowskiego:
- A może chcecie nas pozabijać? Nie zapominajcie, że strzelamy nie gorzej od was!
I w tej chwili, kiedy gotowi byli już sięgać po broń, rozległ się dzwonek do drzwi wejściowych..
- Panowie, policja! - zawołał Michajłow. - Będziemy się, oczywiście, bronić?
- Ma się rozumieć! - cicho odpowiedzieli mu wszyscy.
Każdy z obecnych wyjął z kieszeni swój rewolwer i odciągnął kurek. Michajłow powoli, spokojnie poszedł do przedpokoju, żeby otworzyć drzwi. Jeszcze krótka chwila i rozległaby się salwa, ale alarm okazał się fałszywy. Michajłow wrócił z wiadomością, że dzwonił dozorca, który miał do niego jakąś sprawę.
323