PODZIEMNA ROSJA
W pierwszej chwili Koch i policjanci na placu po prostu osłupieli. Potem rzucili się za terrorystą. Ten zdążył jeszcze oddać pięć strzałów - gdy chyży Koch dopadł go i płazem szabli zwalił z nóg.
Ogromny rewolwer walał się obok. Sołowjowa otoczono, deptano po czarnym płaszczu i bito. Ale zamachowiec już coś gryzł. Pierwszy zorientował się Koch. W pośpiechu rozwarł mu szczęki. Podrapał przy tym Sołowjowowi twarz.
W ustach zamachowiec miał orzech z trucizną. Żeby pozbawić się życia, jak to obiecał Michajłowowi, zażył cyjanek potasu - jedną z najsilniejszych trucizn. Ale trucizna była widocznie bardzo stara i, jak się potem okazało, uległa w znacznym stopniu rozkładowi. Sołowjow pozostał przy życiu.
W tym właśnie czasie z pałacu wyskoczył Piotr Szuwałow. Zdymisjonowany szef III Oddziału mieszkał tam nadal. Błagał Aleksandra, by wsiadł do podjeżdżającej karety (wszak któryś „z nich" mógł być na placu!). W powozie Szuwałowa car podjechał kilka metrów dzielących go od pałacu.
Niedoszłego carobójcę zawieziono do kancelarii gubernatora.
Aleksander wrócił do pałacu jako triumfator. Oświadczył:
- Bóg znowu ocalił!
Cesarzowa wiedziała już o wszystkim, choć rozkazał, by o niczym jej nie mówiono. Powiedziała, płacząc, do frejliny:
- Już nie mam po co żyć... czuję, jak mnie to zabija. Dzisiaj zabójca szczuł go niczym zająca. To cud, że się uratował.
W Białej Sali zebrał się tłum: dworzanie, oficerowie pułków gwardyj-skich. Jeden za drugim przybywali członkowie familii Romanowów. Brat Michał, dowiedziawszy się o zamachu, przybiegł do pałacu bez czapki. Podobnie jak trzynaście lat temu zebrało się mnóstwo ludzi. Kiedy car się pojawił, krzyczeli: „Hura!". Jak ktoś usłużnie podliczył - „krzyczeli całe dziesięć minut". Odprawiono nabożeństwo.
On czuł jednak, że coś się zmieniło. Wtedy płakali ze szczęścia. Teraz usiłowali być szczęśliwi. Dlatego, że stała się rzecz straszna - przyzwyczaili się! Przyzwyczaili się do zamachów...
W dzienniku zanotował jak zawsze lakonicznie:
Spacerowałem. Koło Sztabu Głównego nieznajomy strzelił do mnie pięć razy
z rewolweru. Bóg ocalił. Zebrała się cała rodzina - jeden za drugim. Rozmowa z Drentelnem: zabójca aresztowany. Nabożeństwo dziękczynne. Wiele
dam i kawalerów. Wszyscy oficerowie: Hura!
326