czasem ziarno z wieczora. Zwykle bowiem robiłyśmy to rano przed robotą, a skutek był ten, że wychodząc w pole, nie czułyśmy już rąk ze zmęczenia. Czasem przychodził pomagać tu Muslimie bobo, ale chyłkiem, bo uzbeckim mężczyznom nie przystoi widać taka babska robota, czasem Husnija, a czasem my, tak zresztą, jak często Muslima poczciwie pomagała nam. Robiła to pewnie i dlatego także, aby się prędzej dopchać do kamienia. Nie umiałyśmy mleć tak równo i tak spokojnie jak ona. Patrzyłam zawsze z podziwem i współczuciem na tę obrotami kamienia rytmicznie rozkiwaną dziewczynę, na jej wątłe plecy i małą, śniadą rękę chodzącą bez wytchnienia w kółko za śliskim, rozkołatanym drążkiem.
Nie zapomnę nigdy tych męczących, uparcie rozkrążonych, ponoc-nych godzin przy żarnach. Przymykam oczy i widzę. Malinowa dżouma Muslimy, kupa rudych liści w kącie i niski garbaty rozwór drzwi wychodzących wprost na zasypane zielonawym pyłem księżycowej poświaty podwórko. Zakrzepła, nieruchoma, lodowata noc, porysowana martwymi cieniami gałęzi na glinie. A tu złoto. Złoto od suchych liści, złoto od dygoczącego na przeciągu światła, złote proso w zielonej misce, tykot wideł nad głową i ta smutna, cicha dziewczyna, wklęta bez ratunku w miażdżące żarna pełniącego się tu nad nimi wszystkimi wyzysku i przemocy.
I znowu niech nikt nie myśli, że na tych żarnach kończyły się zawsze codzienne obowiązki Muslimy! Parę razy w tygodniu, po przełknięciu w pośpiechu rozbełtanej w gorącej wodzie mąki, musiała gnać do klubu na mityng! A jakże! Musiała tam słuchać - półprzytomna ze zmęczenia -jak bardzo jest szczęśliwa. Jak ojcowski jest dla niej reżym. Jak pożałowania godne są kraje, które go nie mają. Z jakiego ucisku i z jakiej niewoli wydobył ich komunizm, jakimi dobrodziejstwami ich otoczył - i jak bezgranicznie wdzięczni winni być ukochanemu Stalinowi!
Co się dzieje w sercach tych siłą do klubów zagnanych, głodnych, śpiących, bezbronnych ludzi, kiedy tego wszystkiego słuchają, to pozostanie ich tajemnicą. Milczą. Słuchają i milczą. Tak jak pracują i milczą. To jedyny ich sprzeciw i obrona.
My za to nie milczymy. Ani nam się śni! Przy byle sposobności opowiadamy tym zakłamanym ludziom, j ak wygląda życie w innych kraj ach. Zawartość naszych worków, choć dobrze już uszczuplona, jest zawsze najlepszym argumentem. Helena mówi o swoim gospodarstwie na wsi,
383