skóry i kości. Babina ma w obejściu dużo godności i obycia i - co najzabawniej sze - nie wyzbywa się dotąd pretensj i! Czerni sobie węglem dawno wyleniałe brwi i lubi się widać stroić. Pamiętam, że wstąpiła do nas, idąc na wesele jakiejś swojej krewnej. Mam w oczach do dziś jej fularowy rumol okalający ciemną, zdrewniałą od zmarszczek twarz wszystkimi odcieniami fioletu, od bladego jak leśny fiołek po ciemnoametysto-wy. Helena postanowiła, że bibi nie dożyje lata. Postanowiła też, że staruszka miała dziesięcioro dzieci, które jej wszystkie w kołysce pomarły. Babina istotnie pokazuje często szeroko rozczapierzone, gruzłowate od artretyzmów palce obu rąk, ale czy to znaczy to, co zrozumiała Helena -to tylko Bogu wiadome.
- Dziesięcioro! - wzdycha jednak na wszelki wypadek Hil-Hila.
- Haj, haj - potakuje na wszelki wypadek tamta i rozcierając białe krople łez w kątach zmęczonych oczu, sięga w zanadrze po małą, szmatką zatkaną tykwę. Kobiety tu nie palą tytoniu, tylko go żują. Biorą pod język szczyptę brunatnego proszku, milkną na długą chwilę, a potem zaczyna się plucie na podłogę, plucie bez końca, plucie, które jest tu widocznie w zupełnie dobrym tonie, skoro je z taką swobodą uprawia także nasza wykwintna bibi.
Nie mam pojęcia, z czego żyją po kołchozach takie biedne, samotne staruszki. Może być, że kantor ma obowiązek utrzymywania ich do śmierci. To pewne, że bibi, choć nie pracuje, ma mieszkanie, pachtę i urug. Urugu musi mieć nawet sporo. Każdą najdrobniejszą sąsiedzką przysługę opłaca nim sowicie. Czasem zdyszana - a zażenowana jakby własną uczynnością - umie nam przynieść rano do kibitki czarkę pełną gorącej wody z rozgotowaną cebulą i morelami, przysmak, na który same nie mogłybyśmy sobie pozwolić. Wygłaskuje nas przy tym po twarzy i z oczami pełnymi starczych, łatwo napływających łez, prawi nam z wylaniem jakieś uzbeckie, macierzyńskie czułości.
Drugim naszym sąsiadem jest Czarny Kogut. Tak nazwałyśmy sobie ogromnego, półślepego Uzbeka, który gnieździ się też w głębi naszego obejścia. Kiedyśmy się tu sprowadzały, przyjął nas dosłownie z otwartymi ramionami, Helenę wyściskał oburącz i, zaśmiewając się z zadowolenia, wetknął jej zaraz garść urugów w kieszeń. Nazwa jego wzięła się stąd, że człowieczysko to miało w krzyżach jakieś koszlawe a dziarskie kogucie wypięcie, podkreślone jeszcze przez wyłażącą mu całymi kłapciami na siedzeniu watę. Dżouma jego miała być kiedyś błękitna, dziś
25 - W domu... 385