do portu palestyńskiego podnosić flagę syjonistyczną. Zwykle więc na maszcie przednim podnoszono flagę mandatu brytyjskiego, na jednym zaś z końców rei podnoszono flagę syjonistyczną. Nie podobało się to widocznie Arabom w Jafie, bo wystąpili z odpowiednim protestem do kapitana portu. Kapitan portu przysłał do mnie oficera, który zażądał, żebym flagi syjonistycznej nie podnosił, jako że nie uznaje jej za międzynarodową. Odpowiedziałem oficerowi, że według mego zdania jestem w porządku, gdyż flaga mandatowa jest podniesiona na maszcie, a jeżeli chodzi o flagę podniesioną na rei, to nie znam przepisów, które by mi tego zabraniały, ale oczywiście obowiązkiem moim jest podporządkować się poleceniu kapitana portu, jednak proszę wydać mi je na piśmie. Takiego polecenia nie otrzymałem. Żeby jednak sprawy nie zaostrzać, spróbowałem znaleźć wyjście tego rodzaju, że flagę syjonistyczną podnoszono przybywając na redę, po czym spuszczano ją, gdy większość pasażerów przeznaczonych do Jafy wylądowała. Teraz nie podobało się to Żydom, którzy dla protestu swego wybrali chwilę nieodpowiednią. Otóż obok nas na redzie stał parowiec niedawno zakupiony przez Żydów, na razie zaopatrzony we wszystkie przepisowe flagi hitlerowskie. Toteż odrzekłem, że bardzo cenimy naszych pasażerów żydowskich, że staramy się podróż ich na „Polonii” zrobić wygodną, ale protest ich wydaje mi się nieuzasadniony zważywszy, że oni sami na statku żydowskim nie mogą uniknąć podniesienia flagi hitlerowskiej.
Na ogół jednak trzymałem się zasady, ażeby na pokładzie statku nie okazywać ani swoich sympatii, ani antypatii. Starałem się stworzyć nastrój oparty na przeświadczeniu, że wszyscy podróżni mają jednakowe prawa i przywileje i są najzupełniej jednakowo traktowani.
Czas mijał szybko. Jedna podróż następowała po drugiej w odstępach dwutygodniowych. Wychodziliśmy z Konstancy późno wieczorem w środę. Nazajutrz rano wchodziliśmy do Bosforu. Statek mijał Eunikeri, gdzie był gmach Ambasady — salutowaliśmy zawsze naszej fladze. W Istambule zatrzymywaliśmy się na parę godzin, żeby przyjąć ładunek. Wieczorem wyruszaliśmy dalej i już bez żadnego postoju płynęliśmy do Jafy. Przedstawiciele firmy Dizengoff i Co. — panowie Graetz oraz czasem Areson — przyjeżdżali na statek, dzielili się wrażeniami.
374