DNA
bliskiej śmierci dodała mu odwagi, zgłosił się więc na ochotnika do eksperymentu, który, jak wierzył, dawał nadzieję na znalezienie skutecznego lekarstwa tak dla niego, jak i dla innych, którzy żyli z podobnym brzemieniem. W terapii jako wektorem skorygowanego genu posłużono się adenowirusem (z grupy wywołującej wydawałoby się zupełnie banalne przeziębienie). Aie kiłka godzin po wprowadzeniu cło wątroby Gelsingera wirusów — nośników prawidłowe; wersji genu OTC — wystąpiła u niego wysoka gorączka, a wkrótce potem niekontrolowana infekcja, której towarzyszyły zakrzepy krwi i krwawienie z wątroby. Trzy dni po zabiegu Jesse Gelsinger umarł.
Śmierć nastolatka była wstrząsem nie tylko dla jego rodziny, lecz także dla całej wspólnoty naukowej, zwłaszcza że szczegółowe dochodzenie ujawniło poważne błędy proceduralne. Być może najbardziej rażący był fakt, że choć wcześniej, w czasie tych samych badań, dwóch pacjentów wykazywało oznaki zatrucia wątroby, nie poinformowano o tym żadnej spośród instytucji powołanych w celu tworzenia i weryfikacji reguł eksperymentów medycznych; nie powiedziano nic także samym ochotnikom. Gdyby Gelsingerowie o tym wiedzieli, Jesse prawdopodobnie nie zgłosiłby się z takim entuzjazmem i mógłby żyć do dziś. Tragedia ta stała się poważnym ciosem dla rozwoju terapii genowej. FDA wstrzymała na jakiś czas wszystkie eksperymenty tego typu na uniwersytetach oraz w kilku innych programach w całym kraju. Bill Frist z Tennessee, jedyny lekarz w amerykańskim senacie, prześledzi! procedury sprawozdawcze obowiązujące przy eksperymentach z udziałem ludzi, a prezydent Clinton zaapelował o poprawienie „standardów nadzoru” i o prawo uczestników badań do informacji o potencjalnym ryzyku. Jeśli można w ogóle mówić o pożytkach z tragedii, jaką była śmierć Jessego Gelsingera, to zaostrzenie federalnej kontroli nad badaniami przeprowadzanymi na ludziach bez wątpienia zasługuje na to miano.
Ale gdy naukowcy związani z ideą terapii genowej wciąż nie mogli otrząsnąć się z szoku wywołanego śmiercią Gelsingera. krzepiące wieści dotarły z Francji. Chodziło o SCID. zespól niedoboru odporności, który niegdyś skazał Davida Yettera na życie w plastikowej bańce. Mimo że transplantacja szpiku kostnego bywa skuteczną kuracją — biorca pierwszej transplantacji, przeprowadzonej w 196S roku. żyje do dziś i ma się dobrze — tylko 40 procent zabiegów' kończy się sukcesem, a nawet udane transplantacje często prowadza do ciężkich komplikacji, jak to miało miejsce w przypadku Davida. W 2000 roku zespół kierowany przez Alaina Fishera z Instytutu INSERM w Paryżu przeprowadził terapię genow ą dwóch niemowląt, które, tak jak David, od urodzenia musiały przebywać w sterylnym, izolowanym środowisku. Podobnie jak w przypadku ADA, do przeniesienia potrzebnego genu do komórek wyizolowanych od dzieci użyto retrowirusa: następnie kominki wracały do dawców. Jednak godną podziwu innowacją wprowadzoną przez Francuzów było pobranie do modyfikacji komó-
Tylko dobre wiadomości. Akan Fisheri Manna Ccwazzuna Calvo obwieszczają przełom w terapii genowej podczas konferencji zwołanej w kwietniu 2000 roku.
rsk szpiku kostnego. Dzięki wykorzystaniu komórek pobranych ze szpiku (czyli z miejsca, gdzie limfocyty powstają), zamiast ze zwykłych limfocytów T obecnych w kiwi,, metoda ta, jeśli zaowocowałaby sukcesem, dawała obietnicę na samopowtarzającąsię genetyczną naprawę. Kiedy komórki w szpiku rozmnażają się, rośnie nie tylko ich liczba, ale również ilość dojrzałych, wyspecjalizowanych komórek działających w organizmie, w które się przeobrażają. Limfocyty wyprodukowane przez przeobrażone komórki szpikowe również powinny zawierać wstawiony gen, dzięki czemu ustałaby konieczność powtórnej infuzji zmodyfikowanych komórek.
I tak właśnie się stało; dziesięć miesięcy później, u obu małych pacjentów stwierdzono występowanie limfocytów T zawierających funkcjonalne kopie brakującego genu, a ich układ odpornościowy wywiązywał się ze swojego zadania równie dobrze, jak u zdrowych dzieci. Od tej pory metodę Fishera stosowano wc wszystkich przypadkach dzieci cierpiących na SCID. Po długich i wcale niełatwych początkach terapia genowa wreszcie osiągnęła niekwestionowany sukces. Ale radość nie trwała długo. W październiku 2002 roku u jednego z pierwszych pacjentów' poddanych zabiegowi lekarze wykryli białaczkę, nowotwór szpiku kostnego, przy którym występuje nadprodukcja pewnych typów komórek. Mimo że nic ustalono z całą pewnością, czy winę ponosi terapia genowa, poszlaki silnie za tym przemawiają. Jak się wydaje, terapia genowa wyleczyła dziecko ze SCID, ale jako efekt uboczny wywołała białaczkę.
Efekty uboczne zawsze prześladowały medycynę —- leki mogą wpłynąć nie tylko na schorzenie będące ich celem, a zabiegi chirurgiczne kończą się niekiedy komplikacjami. Mimo iż pod wieloma względami medycyna genetyczna jest odejściem od konwencjonalnej, wiemy już, żc i ona podlega temu samemu prawu nieplanowanych konsekwencji. Kuracja Fishera prawdopodobnie w sposób niezamierzony stworzyła nowe problemy, pochodne procesu naprawy pierwotnego zaburzenia. Ostatecznie każda terapia wymagająca wszczepienia wirusowego DNA do DNA komórek pacjenta jest z natury ryzykowna, gdyż obcy DNA może przez przypadek zablokować funkcjonowanie jakiegoś krytycznego genu.
363