bez dna i bez miary. I zazdrościłem mu burz, porywających lądy, i zazdrościłem mu wewnętrznej ciszy zaczarowanej.
Zazdrościłem ptakom, ważącym się na skrzydłach w słońcu rozświeconych — i wichurom, zmiatającym z obszaru ziemi życie; zazdrościłem błyskawicznego zderzenia chmur piorunowych — i szumom puszczy w zimowe wieczory...
Zazdrościłem kwiatom, dyszącym cicho w żarze; zazdrościłem ich korzeniom soków ziemi świeżej, — a liściom rosy wieczornej i pieszczot wiatru, który w nich szeleści, który je całuje, szarpie i obrywa...
Na mchach puszystych leżałem godzinami, wsłuchany w srebrny dzwon siklawic, operlony ich dźwięczną rosą. I byłbym ziemię tę błogosławił, gdybym mógł, jak one, wysmukłą wstęgą srebrną tak płynąć bez ustanku — tak płynąć.
W zachody jesienne, gdy niebo zieloną toń otwiera, zrywałem się tęsknotą do jej fal przeczystych, do żeglowania po nich jak one smugi jasne, jak one smugi złociste i krwawe.
Na śniegi lecące obnażałem lica; kładły mi na żar twarzy swe dłonie ciche, drobne, zimne... Topniały rączki śniegu w płomieniu lic moich. Płynęły łzy moje w śnieg cicho lecący, w śnieg wirujący, w śnieg rozszemrany, dzwoniący...
Pierś moją targała każda wiosna nowa. Marłem z rozkoszy wielkiej i boleści. Zazdrościłem ziemi, która rodzi, — zazdrościłem słońcu, co zapładnia...
Cale stworzenie Twoje umiłowałem, Panie. Każdy proch Twój wabił mnie rozkoszą istnienia swego. Każdy proch należał do mnie pożądaniem.
Aż stałem się stworzeniem Twoim. Aż na całym świecie, na całym jego bezmiarze nie było nic — prócz Ciebie i mnie, stworzenia Twego.
Prócz Ciebie. Albowiem Tobą jest stworzenie Twoje.
Tobą jestem, Panie, gdyż umiłowałem Cię pożądaniem bez granic.
Z łona Stworzenia Twego wzbiłem się ku Tobie, by jako Ty w nim mieszkać — i poza nim.
Ukochałem Cię pożądaniem wszechmocy Twojej. Aż ujrzałem, żem jest wcielenie Twoje.
Albowiem pragnieniem najwyższym jest wszechmoc. Ty, Panie, jesteś Pragnieniem.
Tobą jestem, Panie, gdyż imię moje — Pragnienie.
Tobą jestem, Panie, gdyż umiłowałem Cię pożądaniem bez granic.
Będę opiewał męki Twoje, Panie, albowiem w pogardzie mam własne.
Będę opiewał męki Twej wszechmocy, gdyż hańbi mnie niemoc moja.
Będę płakał miłosierdziem, Panie, nad mękami Twojej wszechmocy, albowiem byłeś dla mnie bez litości.
127