Broni się niby, prosi, tłumaczy, a przecie podstawia tę dziadowską miskę zachłannie i skwapliwie, rad z tych jeszcze kilku ciepłych łyków, i tylko patrzy ze strachem, czy plama obitej emalii nie prześwieca jeszcze z dna. Mój Boże! Jak to jedna i ta sama rzecz zależnie od okoliczności umie się stać upragniona lub nienawistna! W tej samej miseczce nosimy zawsze ziarno do mielenia. Z jakimże utęsknieniem wypatruję wtedy tej szczerby na dnie jako widomego znaku, że to obłędne taczanie w kółko kamiennego bochna dobiega wreszcie końca. Kiedy zaś owinięta kocem po pachy, grzejąc skostniałe ręce na bokach miseczki, całuję małymi łyczkami mączną sałamachę, o tym tylko marzę, by mi się plama ta zjawiła jak najpóźniej.
Nie jesteśmy wcale syte po takim śniadaniu, tyle że się nam robi na chwilę cieplej. Zwykle też o tej porze, ku rozpaczy otoczenia, sięgam po woreczek z machorką i zaczynam kręcić papierosa. Zapałek nie możemy kupić, bo ich i na lekarstwo nie dostaniesz w naszym sklepiku, więc aby ich oszczędzać, wygrzebuję z popiołu ostatni tlejący jeszcze węgielek i od niego rozżarzam śmiecie w tutce. Ohyda, jakich mało, od której krztuszę się ja i one obie, ale nałóg jest nałogiem, a przy tym wydaje mi się zawsze, że to w jakiś sposób przytępia głód. Słońce zsunęło się już przez ten czas na małe, rzeźbione drzwi, wiemy, że za chwilę brzękną w bramie wiadra Muslimy i że ona sama z kitmanem na ramieniu wsunie się do kibitki i zapyta śpiewnie od progu:
- Apa! Jobon meroem - czyli w tłumaczeniu: „Siostro! Czy idziesz pracować?”.
Owo „apa”, choć znaczy: „siostro”, jest tu używane jako zawołanie, jako coś w rodzaju francuskiego „madame”, przy zwracaniu się do kogoś starszego, komu się chce okazać szacunek.
- Haj, haj, Muslimka - odpowiada jej Helena. - Meroem, ale nie zaraz. Nie czekaj na nas.
Po wyjściu Muslimy zagląda do nas czasem żona starego Karapczy-ka. Małe to, półgołe w swoich podartych izorach, brudne, wynędzniałe. Ma w sobie coś z pieczonego jabłka, coś ze skrzywdzonego dziecka, matołka, niewolnicy. Kaprawe, przez dym wyżarte oczy, płacząjej stale same z siebie i wtedy nawet, kiedy się babina zaśmiewa idiotycznie, do rozpuku. Do tego śmiechu zresztą ograniczały się zazwyczaj jej wizyty. Windowała się z trudem na wysoką pryczę, drobna, zbabczona jak te ich tutejsze morelki, zwieszała na powietrze nożyny w łachmanach perkalu
396