Śniada, dziewczęco jeszcze gładka twarz pod każdym dotknięciem spojrzenia zakwita ujmującym uśmiechem, za ładnym prawie jak na chłopca. Szkoda tylko, że prawie wszyscy - pewnie dzięki tym od dziecka ustawicznie noszonym tirpakom - mają głowy całe w liszajach. Dlatego też rzadko który zdejmuje z głowy ów futrzany grzyb, a kalpusza - małej, okrągłej, haftowanej czapeczki, którą noszą pod tirpakiem - z reguły już nigdy. Toteż pamiętam, jaką sensację w brygadzie wywołało raz zrzucenie przeze mnie - w jakiś bardzo ciepły dzień w polu - mego wiecznego turbana z ręcznika. Baby zleciały się nade mnie zaskoczone, rozgadane, przywoływały jedna drugą i dotykały mi włosów, jakby sprawdzając jeszcze, czy im się nie zwidują tylko... Myślały pewnie, że i ja - skoro mam zawsze zawiniętą głowę - muszę być półłysa jak Jori, Tilau czy Czuli... Chłopcy ci są dla nas bardzo mili i uprzejmi. Starają się zawsze choć parę kitmanów ziemi narzucić nam na nosiłki. Jest to zresztą potoczna forma uprzejmości w brygadzie. Robią to czasem i kobiety między sobą. Ot... dwa, trzy kitmany i życzliwy uśmiech. Od razu lżej robi się człowiekowi, kiedy się spotka z takim przyjaznym objawem. W ogóle czujemy, że wszyscy oni - prócz kasjerzychy może - odnoszą się do nas z sympatią. Ja w stosunku do siebie wyczuwam ponadto pewną dozę pobłażliwego politowania. Tu, gdzie siła i wydajność pracy jest jedynym sprawdzianem wartości człowieka, taki stary wrak jak ja może budzić w najlepszym razie wyrozumiałość... Za to Hil-Hila jest po prostu ulubienicą publiczności! Najpierw owe legendarne barańczyki i mąż w germańskim pienie, potem jej siła i energia, a wreszcie jej nieustępliwa postawa wobec magazyniera - to, że nigdy o nic nie prosiła, tylko wszystkiego kategorycznie żądała - sprawiły, że patrzono tu na nią z szacunkiem, liczono się z jej zdaniem, a gdy wypadło, bano się jej jak ognia, o czym zresztą będzie później...
Na razie jest słoneczna pustka, wiatr gwiżdżący w uszach i monotonne, bezmyślne, a bardzo wytężające noszenie ziemi zambarem. Mamy wyznaczony odcinek pola, który musimy do wieczora obsadzić kopcami. Helena oczywiście pracuje za dwie. Nie pozwala mi nigdy rąbać gliny, tylko sama nagarnia ziemię na nosiłki, a mnie wolno nieść potem z nią wyładowany zambar. W dodatku ja idę zawsze między przednimi drążkami, dzięki czemu widzę przed sobą drogę, podczas gdy ona plącze się i potyka po grudach i bruzdach na oślep.
Później dopiero, kiedy częste ataki kamieni nerkowych i zrost w o-
404