Dla najstarszego kursu oddawano zwykle na lato jeden z nowoczesnych krążowników, dla kursu najmłodszego przeznaczano specjalnie w tym celu zbudowany żaglowiec — fregatę o pojemności około 1500 ton. Nazywał się „Moriak” (marynarz).
Jak to zwykle bywa, pierwszy dzień naszego pobytu na okręcie był bardzo męczący. Kilkakrotnie wywoływano nas na pokład na zbiórkę, podczas której starszy oficer odczytał nam wyznaczone każdemu z nas numery, stosownie do których zajmowaliśmy miejsca w pomieszczeniu kadetów. Pomieszczenie to było miłe i dość przestronne, każdy miał szafkę, stoły zaś, na których mieliśmy jadać, były zawieszone i mogły być na czas nieużywania podciągane pod pokład. Pod pokładem też umocowane były pręty stalowe, na których mieliśmy zawieszać nasze koje-hamaki.
Dowódcą okrętu był kapitan drugiej rangi (podpułkownik) Berg, człowiek bardzo szczupły, o suchej orlej twarzy, z siwymi wąsami i bródką — typ w każdym razie nie Rosjanina, raczej Francuza.
Wydano nam hamaki, materac napełniony stróżkami korkowymi, poduszkę, bieliznę i koc. Otrzymaliśmy też linki i zaraz po wieczerzy musieliśmy się zająć przygotowaniem naszego spania. Przez pierwsze kilka dni namęczyliśmy się niemało z tymi hamakami. Nowe linki szarpały ręce. Jak nie naciągalibyśmy hamaka, zawsze spać było straszliwie niewygodnie, bo tułów akurat w środkowej części był przegięty. Potem tak się przyzwyczailiśmy, że dziwne było spać na zwykłym łóżku.
Rano znowu była mordęga ze zwinięciem hamaka, w którym trzeba było zmieścić całe posłanie. Na pierwszy rzut oka wydawało się to niemożliwe i rzeczywiście w pierwszych dniach dziwolągi wychodziły z tej naszej roboty. A tymczasem można było i trzeba było zwinąć hamak w taki sposób, ażeby wchodził gładko do specjalnie urządzonych na górnym pokładzie stoisk, przykrywanych w razie niepogody zasłonami z grubego płótna żaglowego. Natomiast przy dobrej pogodzie te zasłony odchylano i zwijano, a zwinięte hamaki były widoczne równą linią na burtach okrętu. Ten sposób przechowywania koi miał swoje znaczenie w czasach dawnych. Otóż gdy działa artyleryjskie nie były jeszcze tak straszliwie niszczące jak obecnie, ustawione szeregiem koję stanowiły wcale dobrą ochronę dla załogi
55