ność” i na salę w otoczeniu licznej świty oraz w towarzystwie carowej wszedł car Mikołaj. Po przywitaniu się z nami przemówił do nas, a szczególnie do gardemarynów kursu najstarszego. Przemówienie swoje zakończył promocją wszystkich gardemarynów na pierwszy stopień oficera. Entuzjazm zapanował wśród nas nieopisany. Gdy wśród niemilknących okrzyków „hurra” car skierował się ku wyjściu, rozprzęgły się szyki najpierw nowo mianowanych miczmanów, a następnie wszystkich innych kursów i pomimo bohaterskich wysiłków naszych dowódców i wychowawców rzuciliśmy się wszyscy za carem i jego świtą na ulicę. Mnie się nie udało wydostać poza mury Korpusu, gdyż złapał mnie za ramię wychowawca i zagroził bardzo ostrą karą. Od kolegów dowiedziałem się potem, że jedni biegli dokoła powozu, inni znowu jechali na stopniach, ale wszyscy dostali się do pałacu, gdzie car polecił ugościć wszystkich herbatą. Na dowód prawdziwości opowiadania wielu z kolegów przyniosło ze sobą zabrane na pamiątkę filiżanki, spodki lub łyżeczki z monogramami pałacowymi. Cały porządek dnia został zakłócony.
Gardemaryni starszego kursu ukazywali się wszędzie dorywczo w uniformach fantastycznych, gdyż promocja przyszła najzupełniej niespodziewanie. Wszyscy pozaopatrywali się w czapki oficerskie, w naramienniki oraz w sztylety. Spotykając innych oficerów, zwłaszcza oficerów armii, nie tylko nie salutowali im pierwsi, lecz sami ich zaczepiali, prowokując do salutowania. Powstało z tego powodu dużo nieporozumień, bez żadnych jednak szkód dla naszych starszych kolegów, którzy jakby się czuli bezpośrednimi pupilami samego cara.
Zegnaliśmy serdecznie, z żalem i z pewną zazdrością naszych starszych kolegów, którzy byli podoficerami i wychowawcami na naszym kursie. Było nam żal rozstawać się z nimi, może dlatego, że na kurs najmłodszy wyznaczano zwykle najlepszych i najzdolniejszych, a może też przeczuwaliśmy, że żadnego z nich nie zobaczymy już nigdy. Wszyscy zostali wyznaczeni na okręty eskadry admirała Rożdiestwienskiego i wszyscy zginęli pod Cuszimą.
Oficerowie wychowawcy w Korpusie Morskim byli przeważnie oficerami marynarki, którzy zrezygnowali ze służby na morzu i poświęcili się pracy wychowawczej nie tyle z zamiłowania,
61