w jej zewnętrzne formy, że powstaje wrażenie pracy naukowej? Musimy przyznać, że - odwrotnie - największe, najjjar^ dziej płodne osiągnięcia nauk humanistycznych pozostawiają'' daleko w tyle ideał sprawdzalności. Z perspektywy filozofii jest to rzecz bardzo ważna^-AłbOwTem nie chcemy przez to powiedzieć, że mało oryginalny badacz z rozmysłem stwarza złudzenia i dzięki temu uchodzi za uczonego, a odwrotnie, badacz płodny to ten, który w akcie rewolucyjnego protestu odrzuca wszystko, co do tej pory w nauce obowiązywało. Chcemy raczej uwydatnić pewien faktyczny stosunek, zgodnie z którym to, co umożliwia naukę, może zarazem ograniczać płodność naukowego poznania. Chodzi tu o zasadniczy stosunek prawdy i nieprawdy.
Otóż chociaż podawanie tego, co dane, jest prawdziwe, to znaczy pokazuje, jak jest, to jednocześnie określa z góry, o co w ogóle można dalej sensownie pytać i co w kolejnych czynnościach poznawczych ukazywać. Każdy dalszy krok w poznaniu oznacza jakąś utratę prawdy. Nie chodzi przy tym o stosunek ilościowy, jak gdybyśmy mogli utrzymać tylko określony, skończony zakres naszej wiedzy. Poznając prawdę, zarazem zakrywamy prawdę i zapominamy ją. Ale to nie wszystko. Już bowiem pytając o prawdę, jesteśmy z konieczności skrępowani naszą sytuacją hermeneutyczną. A to przecież znaczy, że nie jesteśmy w stanie poznać jakiejś części prawdy, ponieważ ograniczają nas - choć o tym nie wiemy - przesądy. W praktyce pracy naukowej istnieje również coś takiego jak „moda”.
Zdajemy sobie sprawę z tego, jaką potęgą jest moda i jaką presję potrafi wywierać. Oczywiście słowo „moda” brzmi w nauce fatalnie, gdyż pretendujemy do wyższości ponad to, co jest jedynie wymogiem mody. Pytanie tylko, czy obecność mody w nauce nie należy do samej istoty rzeczy. Czy sposób, w jaki poznajemy prawdę, nie powoduje z konieczności, że każdy krok do przodu oddala nas od założeń, z których wyszliśmy, pogrąża je w mroku oczywistości, skrajnie utrudnia wyjście poza te założenia, wypróbowanie nowych założeń, a tym samym uzyskanie rzeczywiście nowej wiedzy? Nie tylko życie, ale także nauka ulega biurokratyzacji. Pytamy więc: czy należy to do istoty nauki, czy też jest to tylko rodzaj kulturalnej choroby nauki, schorzenie znane też w innych dziedzinach — by wspomnieć choćby o ogromnych pudłach budynków administracyjnych i zakładów ubezpieczeniowych? Może rzeczywiście należy to do samej istoty prawdy, tak jak pojawia się ona w myśli greckiej, a zatem i do istoty naszych możliwości poznawczych, tak jak ukształtowała je nauka grecka. Współczesna nauka zradykalizowała tylko - jak widzieliśmy powyżej, założenia nauki greckiej, które dają o sobie znać w pojęciach logosu, wypowiedzi, sądu. Badania filozoficzne, którym w Niemczech mego pokolenia nadali kształt Husserl i Heidegger, usiłowały zdać z tego sprawę, pytając o wykraczające poza logikę warunki prawdy wypowiedzi. Myślę, że zasadniczo można powiedzieć, iż nie mogą istnieć wypowiedzi po prostu prawdziwe.
Teza ta jest znana jako punkt wyjścia Heglowskiej idei autokonstrukcji rozumu przez dialektykę. „Forma sądu nie nadaje się do wyrażania prawd spekulatywnych.” Prawda jest bowiem całością. Wszelako krytyka wypowiedzi i sądu, jaką uprawia Hegel, sama jest jeszcze odniesiona do ideału całkowitego wypowiedzenia, mianowicie do totalności dialektycznego procesu, którą ujmuje wiedza absolutna. Ideał ten jest dalszą radykalizacją pierwiastka greckiego. Granicę, którą logika zdań sama sobie wyznacza, określa w rzeczywistości nie myśl Hegla, ale dopiero nauki, których przedmiotem było doświadczenie dziejów i które przeciwstawiały się Heglowi. Tak na przykład w przełomie zainicjowanym przez Heideggera doniosłą rolę odegrały prace Diltheya poświęcone doświadczeniu świata dziejów.
45