LXXVUI EWOLUCJA MYŚLI KRYTYCZNEJ
w cdii odzyskania przez naród wolności i niepodległego bytu państwowego. Przekonuje o tym pośrednio emigracyjna korespondencja Mochnackiego z rodzicami i jego najobszerniejsze dzieło historiozoficzne Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831. Metafizyka romantycznego mitu panpoezji, sztuki i filozofii uległa ostatecznej destrukcji w znanym i kontrowersyjnym artykule z 1833 roku O rewolucji w Niemczech. Z przeprowadzonej tam analizy sytuacji narodu niemieckiego po nieudanym powstaniu frankfurckim jasno wynika, iż to filozofia i literatura stoją na przeszkodzie skutecznej realizacji przez Niemców idei narodowego zjednoczenia na drodze iewoługL Mochnacki zapisuje w jednym z końcowych ustępów wspomnianego artykułu zdania bez mała prorocze, które i dziś zadziwiają niezwykłą trafnością i uniwersalnością sądu:
Po śmierci Hegla, który się ku końcowi także wysługiwać począł propagandzie restauracyjnej, szczególniej zaś po śmierci Goethego, który był wielkim mogołem literatury niemieckiej, z wielu symptomów’ wnosić trzeba, że ludne w tym kraju przestaną na koniec filozofować i pisać wiersze. Już to samo zdaje się niemałym postępem na tej drodze, że teraz żadna nowa ani transcendentalna, ani artystowska reputacja nie stoi jak mur między Niemcami i rewolucją. Ja sobie z tego dobrą przyszłość wróżę. W emeucie frankfurckiej cała się zniewieściałość, miękkość charakteru germańskiego wybiła —- dzieło długoletnie sofistów* i artystów! Lecz to tylko pierwsza próba. Zmężnieją. zdziczeją. W tym wieku dzikość będzie zaletą, tryumfem rozumu ludzkiego. Być pisarzem, filozofem, poetą, antykwariuszem w Anglii prawie nie już nie znaczy; prawie nic i we Francji. Literatura w tych dwóch krajach zamieniła się w gazetę codzienną, którą machina parowa wytłacza, którą szyfoniery nazajutrz rozrabiają, której resztki rozpływają się w kloakach. Z gazety będzie narożnym afiszem. W afiszach, w świstkach przejdzie do gminu nawet czytać nie umiejącego i całą moc swoje wyrazi w jednym, krótkim jak pacierz katechizmie pospólstwa. Dobosze mas wy bębnią ją całą od początku do końca w jednym kwadransie powszechnego zgiełku. — Póki nie zabraknie Europie dawnych tancerek i śpiewaczek, wielkich filozofów, wielkich poetów i wielkich sztukmistrzów, żyraf i Paganinich; póki wolterskotyzm i byronizm nie przestanie jej bawić, zachwycać; poty królowie bezpiecznie spać mogą. Rewolucja i literatura są to rzeczy we wszystkim sobie przeciwne. Literatura enerwuje, zabija czas: z tego względu jest jednym z wielkich środków restauracji, jednym z filarów rojalizmu. Poezja rewolucyjna być nie może55.
Oto obwołanie końca mitu romantycznej sztuki i filozofii. Wiemy dziś, iż słowa Mochnackiego w wielu miejscach ae ziściły (choćby myśl o powszechnym dostępie do sztuki, co na wielu obszarach estetyki przyniosło triumfalny pochód egalitaryzmu i komercji z wieloma negatywnymi dla cywilizacji skutkami), w innych zaś sprawach (np. uwagi o niemożności pogodzenia porządku estetyki i rewolucji) Mochnacki bynajmniej racji nie miał. Istotne jest jednak co innego. Ten niedawny jeszcze piewca geniuszu Goethego, Schillera, Scotta i Byrona, przyjmując rolę politycznego gracza i z tej to perspektywy oceniając hołubioną do niedawna literaturę i filozofię — próbuje w słowach pełnych dramatycznej goryczy zniszczyć romantyczny mit o zbawczej funkcji sztuki, mit, za powstanie którego na obszarze rodzimej estetyki sam jest przecież w dużej mierze odpowiedzialny. Dla narodowej filozofii to niemal katastrofa, dla estetycznej myśli — zadziwiający paradoks, dla autora zaś — tragiczna rozterka i osobisty dramat. Mit o zbawczym charakterze sztuki, szczególnie sztuki słowa, żył już jednak własnym życiem znaczony kolejnymi dziełami Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego.
Styl i język. Już współcześni świadkowie epoki wielokrotnie podnosili przymioty języka Maurycego Mochnackiego, podkreślając zazwyczaj jego walory estetyczne i retoryczne. Seweryn Goszczyński w liście do Wacława Pilawskiego z drugiej połowy 1830 roku stwierdził, iż „[...] Mochnackiego artykuły nacechowane są polszczyzną uznaną przez samych nieprzyjaciół jego za najpiękniejszą dzisiaj, okropną uszczypliwością
55 Cyt. za: M. Mochnacki, Pisma krytyczne i polityczne, t II, op. cits. 196—197.