Struga - tańcząca, bystra, przejrzysta. Co od siklawy odeszła,
I sama jedna od gór wysokich Przez głazy na niże zeszła.
Dopadła lasu, biegu zwolniła,
Tuż nad jeziorem wypadła,
W światłach się słońca aż zaiskrzyła Zanim w toń jego wpadła.
A wtedy słońce w tej krótkiej chwili Na wskroś ją prześwietliło,
I prawdę na jaw w strudze ukrytą Blaskiem swym ujawniło.
Bo na dnie niosła piasek zmielony Pewnie od samych szczytów,
A w nurcie śniegów czystych roztopy. Skacząc po progach granitu.
W biegu swym zwinna, szybka i mała Nic nie zgubiła - przydała,
I wieczne śniegi i Tatr granity Do końca w sobie skrywała.
Kres to jezioro. I tam schowana W zielone, zimne wody.
Już nie jest sobą, samotną strugą.
Już nie ma dawnej swobody.
Nikt nie rozpozna jej we wspólnej fali. Co pluszcze w ciche wieczory.
Choć spływa sobie tak zapoznana Co dnia - i do tej pory...
Gdy mgły z doliny kędyś się rozwieją.
Czyste wody potoku wtedy błękitnieją.
Czuba krzewów u brzegu ta jasno-zielona Jest jeszcze kroplami ze mgieł obwieszona.
Za nią ciemny pas z świerków dostojnych uszyty, A nad nim już Młynarza i Granatów szczyty. Nagie, strome, zszarpane, co się wypiętrzają 1 dolinę od świata sobą odgradzają.
Pewnie chcą ją zasłonić przed profana okiem.
Bo tchnie ona ciszą i wielkim urokiem.
Jest w niej utajone prawdziwe skupienie,
W którym potok pluszcząe - pogłębia milczenie.
On to orzeźwiającym darzy ją oddechem.
1 skałom się przymila przytłumionym echem.
Kiedy słońce poranne sypnie tu promienie Ogarnia dolinę w ich światłach olśnienie.
Gra więc kolorami w krasie swej urody,
W której bielą się mieni potok czystej wody.