Scan0011 (34)

Scan0011 (34)



„Przemoknięta na wylot”

iVim wyszłam na ulicę, zdążyło się rozpadać. I oczywiście nie miałam parasola. Mój bawełniany sweter, w którym podczas rozlepiania ulotek było mi tak przyjemnie, zamienił się w ciężką zbroję.

Ale Floss potrzebowała sznurka i to moja wina, że zapomniałam go kupić, zanim się rozpadało. Więc biegłam przez kałuże, a w niektórych woda sięgała mi do kostek, aż dotarłam do sklepu papierniczego Knobbe’a.

Uwielbiałam ten sklep. Pachniał ręcznie robionym papierem i kurzem. Były tu całe tęcze piór, malutkie gumowe stempelki i wielokolorowe poduszeczki do tuszu, zakładki do książek i kosze barwnych cekinów, które można mieszać, a potem kupować po uncji w małych brązowych papierowych torebkach.

Nie było żadnego powodu, aby taki sklep znajdował się akurat tutaj, poza tym że Knobbe otworzył go, gdy okolicę uważano za elegancką. A ten sklep po prostu został, kiedy wszyscy inni się wynieśli. Ludzie zjeżdżali się do tego sklepu z całego miasta.

Knobbe Trzeci mnie znał. A to dlatego, że ciągle u niego przesiadywałam. Oczywiście nie było mnie w sklepie akurat wtedy, kiedy powinnam tam być, na przykład po to, by kupić sznurek dla Floss. Przychodziłam do niego po prostu, by odetchnąć tym powietrzem i marzyć. Miałam mnóstwo pomysłów. Pewnego dnia zacznę robić te harmonijkowe książeczki, a potem będę je sprzedawać na Pastimes Square na cotygodniowym jarmarku. A Floss powiedziała, że wie to i owo o japońskich oprawach. Pomyślałam, że mogłabym je wykorzystać, by robić notesy. Albo mogłabym związywać kolejne elementy różnokolorowymi sznurkami i robić notatniki.

Ale tym razem miałam kupić woskowany sznurek dla Banitów.

-    Witaj Knobbe Trzeci - powiedziałam, przeciskając się przez drzwi. Wyżęłam brzeg swetra, ale nic to nie dało.

-    Przemoczona na wylot - orzekł Knobbe.

Knobbe nie jest zbyt gadatliwy.

-    Tak. - Przy nim i ja staję się niezbyt gadatliwa.

-    Chcesz coś?

-    Woskowany sznurek. Wiśniowa czerwień, błękit morski, zieleń trawy i słoneczny.

Knobbe położył szpulki na ladzie, podliczył w głowie i podał cenę.

Kiedy odebrałam torbę z zakupami, była znacznie większą torbą, niż potrzeba na cztery szpulki sznurka. W środku były dwie okładki osiem na dziesięć centymetrów i jedwabisty kremowy papier, doskonały do składania harmonijek.

-    Knobbe - odezwałam się, wzruszona darem, ale tylko machnął na mnie ręką.

-    Wysusz się. - To wszystko, co powiedział.

Ale to akurat było niemożliwe. Lodowaty deszcz lał się teraz jak z prysznica, zastępując wcześniejszą kurtynę wody. Wsunęłam torbę od Knobbe’a pod koszulkę,

23


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scan0011 (34) „Przemoknięta na wylot” iVim wyszłam na ulicę, zdążyło się rozpadać. I oczywiście nie
Wstyd i przemo0132 262 Wstyd i przemoc lufy. Ojcu, który jeszcze żył, udało się wydostać na ulicę. Z
na gazetkę 1 Pozwól się wypowiedzieć innym! Nie przerywaj. Słuchaj.
kompleks bilirubiny z albuminą * rozpad HGB nie musi się kończyć na bilirubinie (może się rozpadać
W podobny sposób wyprostowano granice polski na Orawie. Odbyła się delimitacja granicy, nie uwzględn
65049 RZYM 109 Spojrzałam na jego szyję, na miejsce, gdzie go ugryzłam. Oczywiście nie było żadnych
Nowa prywatność2 ■ini współczesna (1950-21 Ob) ““ Mfflt, a nie to. na co czujemy się skazani), gdyby

więcej podobnych podstron