262 Wstyd i przemoc
lufy. Ojcu, który jeszcze żył, udało się wydostać na ulicę. Zaczął się czołgać w stronę budynku, który dawniej należał do kapitana statku wielorybniczego, a później przerobiony został na wytworny hotel, z galerią sztuki i antykwariatem po obu stronach wejścia. Tymczasem Matthew przeładował broń i ruszył za ojcem. Kiedy dostrzegł go leżącego w holu hotelu, tuż za drzwiami, oddał do niego dwa strzały, które ostatecznie położyły kres jego życiu. Potem czekał na przybycie policji, która go aresztowała. Sąd nakazał umieścić go w szpitalu dla psychicznie chorych przestępców, którego byłem dyrektorem.
Sąd zlecił mi przeprowadzenie badań psychiatrycznych Matthew, chcąc na podstawie mojej diagnozy dowiedzieć się, co działo się w jego głowie, kiedy śmiertelnie postrzelił ojca, ponieważ — jak ujął to Edmund Burkę w osiemnastym wieku — „wina zawiera się w zamiarze”, a zatem kwestia jego winy czy „odpowiedzialności” zależała od tego, czy zabił ojca w złych zamiarach czy też „brak mu było zdolności oceny bezprawności swojego postępowania lub dostosowania go do wymogów prawa”. Gdyby okazało się, że zachodziła którakolwiek z dwóch ostatnich okoliczności, sąd musiałby go uniewinnić ze względu na jego niepoczytalność i mógłby skierować go na przymusowe, trwające jakiś czas leczenie psychiatryczne.
Najbardziej niezwykłe w tym wszystkim było to, jak zwykłym wydawał się Matthew człowiekiem. Z całą pewnością nie wyróżniał się jako szaleniec, groźny przestępca, zbuntowany nastolatek, fanatyk albo — patrząc na to z innej strony — młodzieniec o wyjątkowych zaletach. Był średniego wzrostu i budo-wy, wydawał się raczej nieśmiały i niepewny siebie i w najmniejszym stopniu nie sprawiał wrażenia osobnika groźnego.
Jednak z chwilą, gdy zacząłem z nim rozmawiać, szybko zdałem sobie sprawę z tego, jaki był smutny, samotny i zagubiony i jak czuł się niepełnowartościowy. Miał jakiś ujmujący urok i wydawało mi się, że nadal szuka ojca, do którego mógłby się przytulić. Zrozumiałem, dlaczego psychologa, który badał go rok wcześniej, uderzyła jego niedojrzałość, ponieważ ani nie wyglądał na swoje dziewiętnaście lat, ani nie zachowywał się stosownie do tego wieku — nie wykazywał zbytniej pewności siebie i — jak na swoje lata — wydawał się naiwny. Wspomniał też, że trudno mu jest dotrzymać kroku kolegom. Mówił, że są szybsi niż on i lepiej radzą sobie w kontaktach z innymi. Na przykład nigdy nie chodził dłużej z żadną dziewczyną i czuł się z tego powodu bardzo samotny i niepełnowartościowy. Przez parę godzin słuchałem historii jego życia i historii śmierci jego ojca.
Jakieś osiem czy dziewięć miesięcy po wydaniu mojej opinii Matthew stanął przed sądem. Gmach sądu był najokazalszą budowlą w jego miasteczku. Znajdował się on o kilka przecznic od jego domu i był dużym, imponującym budynkiem, którego kolumny i fronton symbolizowały ciągłość prawa i sprawiedliwości od czasów starożytnej Grecji i Rzymu. Był ucieleśnieniem nie tylko sprawiedliwości, ale całej tradycji historycznej od czasów starogreckich.
Myślałem o tym wszystkim, wchodząc po schodach, by zeznać przed sędzią, prokuratorem i ławnikami, czy Matthew miał „zły umysł”, mens rea} a przynajmniej czy był w takim stanie umysłu, kiedy pociągał za spust dubeltówki ojca. Jeśli nie, to zgodnie z prawem nie mógł odpowiadać za swój czyn, a zatem nie mógł zostać uznany winnym morderstwa. Naturalnie, nad tym, co działo się w jego umyśle, kiedy zabijał ojca, zastanawiała się cała miejscowa społeczność, zaszokowana pierwszym od trzydziestu lat morderstwem w miasteczku, próbując znaleźć jakiś sens w tym, co się wydarzyło. Dopóki bowiem nie mogli tego zrozumieć, dopóty nie mogły zagoić się rany, które zadało im to wydarzenie; rany ugodziły nie w zaufanie do sąsiadów, ale w poczucie, że we wszechświecie panuje porządek moralny.
Czy myślenie o okropnym czynie, jakiego dopuścił się ów młody człowiek nie tylko wobec własnego ojca, ale również wobec wrażliwości całej społeczności, jako o wytworze zła, złego umysłu, miało jakiś sens? Myślenie o tym w kategoriach moralnych i prawnych przywracało przynajmniej wiarę w to, że nic, co wydarza się na tym świecie, nie jest dziełem przypadku, że wszystko ma jakieś znaczenie. Pojęcia zła i niesprawiedliwości sprawiają, że zrozumiałe staje się też wszystko inne, a w świecie zdaje się istnieć porządek moralny. Obecni w sali rozpraw mieszkańcy miasteczka odczuwali potrzebę zrozumienia tego, co