Rozdział VII
System kamy — oprócz tego, że zajmuje się egzekwowaniem wymierzonych zgodnie z prawem i moralnie usprawied1 liwionych kar — ma też drugie, ponure oblicze. Tworzą je zjawiska, które występują regularnie, są dobrze znane i mniej lub bardziej powszechne. Są one przewidywalną konsekwencją naszej polityki karnej. Najbardziej skandalicznym przykładem owych zjawisk jest przemoc, której więźniowie dopuszczają się wobec siebie nawzajem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że utrzymywanie, iż sam system więziennictwa odpowiedzialny jest za przemoc domową — poczynając od gróźb, wymuszeń i rabunków, których jedni więźniowie dopuszczają się regularnie wobec innych, a na uszkodzeniach ciała, gwałtach i morderstwach, do których dochodzi w zakładach karnych, kończąc — może zabrzmieć jak twierdzenie, że „klawisze” są całkowicie odpowiedzialni za akty przemocy, które są dziełem „garusów”. Nie jest to moją intencją. Oczywiście, wielu skazanych znalazło się w więzieniu właśnie dlatego, że przemoc weszła im w nawyk. Rzecz jednak w tym, że warunki panujące w zakładach karnych sprzyjają skłonności do przemocy, a nawet ją nasilają. Prawdę mówiąc, to właśnie warunki istniejące w większości zakładów mogą zmuszać więźniów do poważnych aktów przemocy w obronie przed pobiciem, okaleczeniem, zgwałceniem czy zabiciem.
Wszystkie znane mi dowody, zarówno zebrane na podstawie
moich własnych obserwacji, jak też informacji uzyskanych od nędziów, personelu zakładów karnych, pracowników przywięziennych poradni zdrowia psychicznego, od samych więźniów czy z poświęconych tym zagadnieniom artykułów i książek, wskazują, że źródłem panującej w więzieniach przemocy nie są ani wyłącznie więźniowie, ani wyłącznie system karny. Jest ona skutkiem przewidywalnych, a nawet nieuniknionych, schematów interakcji między więźniami a tym systemem. Żadna charakterystyka kary jako formy przemocy o własnej, specyficznej symbolice (która jest jednak w większym lub mniejszym stopniu typowa także dla przemocy „kryminalnej”) nie będzie pełna, jeśli w wykazie składających się na nią elementów nie uwzględnimy aktów przemocy, których dopuszczają się więźniowie wobec siebie nawzajem. Chociaż wniosek ten może się wydać niektórym zbyt daleko idący i radykalny, to znajduje potwierdzenie w licznych dowodach empirycznych, z których pewne tu przytoczę.
Już samo pozbawienie możliwości kontaktów heteroseksualnych prowadzi bezpośrednio do zwiększenia przemocy, zarówno w więzieniu, jak i później, w społeczeństwie, po zwolnieniu /. więzienia (co dotyczy dziewięćdziesięciu procent skazanych). Deprywacja heteroseksualna sama w sobie jest symboliczną kastracją, czy też symbolicznym pozbawieniem męskości tych więźniów, którzy są heteroseksualni1, równoznaczną z okryciem ich, jako mężczyzn, wstydem. Jeśli nałoży się to na istniejącą już wcześniej u danego więźnia homofobię czy panikę homoseksualną, to powstaje piorunująca mieszanka, która prowadzi do myśli paranoicznych, lęków i — w ostatecznym wyniku — przemocy2.
Ale na tym nie kończy się symboliczna kastracja czy pozbawienie męskości. Bardziej jeszcze okropną i destrukcyjną formą kary, charakterystyczną dla więzienia, rzec można — endemiczną, jest gwałt homoseksualny. Dla przykładu podam tu, że administrator pewnego zakładu karnego, w którym przebywało stale blisko 700 więźniów, poinformował mnie — a zajmowane przez niego stanowisko jest rękojmią rzetelnej wiedzy na ten temat — że z ogólnej liczby skazanych najwyżej pięciu nie utrzymywało regularnych stosunków seksualnych z innymi.