niem 1843. Nie tu jednak miejsce na szczegółowe polemiki — przeprowadziłam jej w osobnym szkicu1. W jego konkluzji opowiadam się za datą wcześniejszą; a przyjęcie jej rozjaśnia zawiłą historiozofię dzieł, powstałych od jesieni 1843 roku.
Przepaść dzieli wizję historii ukazaną w Księdzu Marku (zakończonym w sierpniu 1843), od tej jaka wyłania się ze Snu srebrnego Salomei (rozpoczętego w październiku 1843). Zwracał na to uwagę m.in. Kleiner; wpasowanie między te dramaty Genezis z Ducha znakomicie tę przepaść pozwala wyjaśnić. Ksiądz Marek, Genezis, Sen srebrny i pisany także jesienią Książę Niezłomny podejmują ten sam problem stosunku między materią a duchem, wyzwalania się z materialnej formy ducha, który zdaje się tym mocniejszy, im bardziej ciało cierpi. „Przez ofiarę duch otrzymuje nad śmiercią panowanie, a omijając niby prawa bezwładnej materii, zwycięża je i niszczy” (DW XIV 80).
Sen srebrny Salomei na pozór jest zupełnie o czym innym, niż Genezis — w warstwie fabuły rzeczywiście nie ma tu analogii. Ale jest ta analogią^ w sferze idei — w obu utworach wymóg ofiarowania się na śmierć stanowi warunek postępu ducha i ewolucji form (w naturze i historii). @ Stąd w obu niesamowita, dzika analogia siły niszczycielskiej, wyzwalającej' ducha z więżących go kształtów. Nie było jej w Księdzu Marku, zakończonym w sierpniu 1843. Po lekturze zaś Snu srebrnego Salomei różni krytycy pisali o chorobliwej wyobraźni Słowackiego, o ohydzie jego dzieła. Nie wysuwano takich zastrzeżeń wobec Genezis z Ducha — bo tu Słowacki pisał o kamieniach, obrzydłych gadach i jakichś zoofitach, a nawet wymyślne cierpienia takich tworów nie wstrząsną wyobraźnią czytelników.
S
A przecież są w Genezis z Ducha fragmenty nie mniej niż w Śnie srebrnym makabryczne, koszmarne. Widzę, objawiał Słowacki, „wszystkie członki moje już gotowe, już ruchome, zrosnąć się kiedyś przeznaczone, a teraz porąbanego ciała strachem i grozą przenikające [...]”. Umęczony Duch „oczy wydarłszy z rozpłakanej ciągle na mękę zręnnicy” (DW XIV 69), „położył się jak Ugolin, aby gryzł mózg i serce i ocierał usta włosami swojego brata”, „przez przyspieszenie śmierci ciał przyspieszał się pęd duchowy żywota” (DW XIV 72) itp. Czyż obrazy wydzieranych oczu,
źrenicy rozpłakanej na mękę, gryzienia mózgu i serca — to obrazy wiele delikatniejsze od płonącego na palu Semenki? J czy bardzo się różnią od wizji ze Snu srebrnego, „oczu wychodzących z wirydarza czaszki” i jam wygryzionych w głowie, „aby w nie mózg wolno ściekał”?
Gdy dotyczą ludzi — makabryzmy gorszą krytyków. Gdy świata natury, nawet w tekście określonym jako modlitwa, przechodzą niemal nie zauważone. Dlatego poetyka Snu srebrnego może wydawać się lak odmienna od poetyki Genezis z Ducha. Mimo, że Słowacki pisał przecież w Genezis: „w historii ludzi odbija się jak w zwierciadle powtórzona historia ducha w przyrodzeniu” (DW XIV 74).
Słowacki już latem 1843 r. nosił w sobie koncepcyjny zarys przyszłego objawienia. Pisał o tym do Zygmunta Krasińskiego 3-4 lipca, tamże wspominał o „nieśmiertelności duchów, choćby jeszcze w kwiatach pracujących”2, a 28 lipca tłumaczył matce, iż „egzaltacja prawdziwa Ducha Bożego — jest celem, nawet wyrabiającym się już w kamieniu”3. Jest tu zatem i poeta jako natchniony objawiciel prawdy, i — jak w Genezis — idea postępu ducha przez przedludzki świat natury — ducha zamkniętego najpierw w kamieniu, w kwiatach...
W listach pisanych z Pornic latem 1844 nie ma już tego zachwytu nad naturą, nad oceanem, jaki uderza w tekstach zarówno Genezis jak listu z roku 1843. Po roku tamtejsza przyroda nadal Słowackiemu się podoba, ale już jakby inaczej, bez entuzjazmu, bez świeżości zachwytu. Po prostu „w Pornic nic się nie zmieniło”4, wszystko jest „smętne i miłe”5, przypomina się to, co widział już rok temu.
Jeśli przyjmiemy, że Genezis powstało w roku 1843, wówczas można logicznie wytłumaczyć układ relacji z Towiańskim. Hołdem mu złożonym jest zapisana na odrębnej kartce dedykacja, w której Słowacki dzieło Towiańskiego porównuje do przewrotu kopernikańskiego. We wrześniu, a nawet jeszcze w październiku 1843 hołd taki był na miejscu — poeta był członkiem Koła, co prawda już wyłamującym się ze wspólnoty, jako że wbrew zaleceniom Towiańskiego nie odłożył pióra i mówił potężnie własnym głosem. Z pewnością szczerze sądził, że kontynuje dzieło Mistrza, świadczy o tym zakończenie Genezis. Ale hołdy Towiańskiemu mógł składać nie później niż jesienią 1843 r. — inaczej nie miałoby to sensu.
351
A. Kowalczykowa: „Genezis z Ducha” Słowackiego — czy na pewno rok J844?, „Pamiętnik Literacki'’ 1990. z. 4, s. 209-215.
Kor. II 11-12.
- Ibidem, s. 15.
List do Joanny Bobrowej z 18 lipca 1844, Kor. II 48.
List do matki z 12 sierpnia 1844, Ibidem, s. 50.