się szczególnie podrażnionym, liczył jednak na to, że Strumieńskiego przekona. Zaczęły się dysputy, w których architekt wywodził, że plan Angeliki, zresztą tylko szkicowy i niezupełny, przekroczyłby trzykrotnie preliminowany fundusz, że nie byłby to dom mieszkalny itp. Strumieński odpowiadał mu rozmaicie, ale bał się uwikłać z nim w rozmowę zbyt fachową i zdradzić się z brakiem zasadniczych wiadomości — nie wiedział, że architekt ów już uważał go za upartego i zarozumiałego dyletanta. W dyspucie zaznaczał Strumieński tylko ogólnikowo swój brak zaufania do wszelkich przyjętych stylów i szablonów;
[294] zapatrywania te miał od Angeliki, a ona od malarzy. Zarzucał architektom, że twórczość ich obraca się tylko w zakresie kilku stylów, że nawet to, co jest u nich nowym, jest tylko oficjalnie nowym i śmiałym, że nie uwydatniają plastycznie uczuć nowożytnego człowieka — tu miał siebie na myśli — nie starają się o style indywidualne, ale wszyscy razem eksploatują ten styl, który się właśnie stał modnym. Architekt zaś udowadniał, że to są tylko ładne (kom-pliment dla Strumieńskiego) dedukcje filozoficzne, sztuka konkretna natomiast chodzi innymi drogami, że styl w architekturze jest zawsze tworem zbiorowym; bronił wreszcie w obecności Oli swego projektu z wielkim zapałem, wykazywał jego zalety i powaby, bo szło mu o pozyskanie wpływu Oli na męża — i to mu się udawało, ale tylko dlatego, że Strumieński bał się swoich marzeń.
W jednej z takich ogólnikowych dysput sprzeczali się o sposób budowania sztucznych ruin. Strumieński utrzymywał, że naprzód powinno się coś starożytnego
ARCHITEKTURA
wystawić, a potem dopiero zburzyć, architekt zaś twierdził, że taki pośredni sposób, takie naśladowanie prawdy bez planu, pozostawione przypadkowi, byłoby kosztowne i niepotrzebne, że w sztuczny sposób ilaleko lepiej wyrazi się i spotęguje ideę ruin niż w sposób „naturalny”, w którym nie można osiągnąć niniejszych wyrafinowań rumowych. Sztuka ma przecież za cel dopowiedzieć to, czego nie mówi jąkająca się natura. Ten wywód na razie zbił z tropu Strumieńskiego, więc żeby zyskać na czasie, ratował się na stanowisko praktyczne: że takie ruiny nikogo by nie złudziły. Architekt odparł, że utworów rumowych i tak nikt nie żąda, cała dysputa przeto ma [295] znaczenie tylko akademickie. Strumieński, rozważywszy potem rzecz, wynalazł sobie argument, że taki utwór, o jakim mówił architekt, nadawałby się chyba do obrazu, a w naturalnym materiale raziłby, podobnie jak woskowa lalka zamiast rzeźby, rzekome zaś „wyrafinowania rumowe” robiłyby tylko komiczne wrażenie. W ogóle wyrobił sobie o architekcie zdanie, że po uszy grzęźnie w szablonach i oprócz tzw. fachowości ma swoje teoryjki ochronne, którymi się zasłania przed ludźmi szerszych poglądów.
Gdy architekt widział, że Strumieński obstaje przy swoim i może w ogóle nic budować nie zechce, bo jego zapał teoretyczny ostyga, zgodził się na połączenie swego planu z planem Angeliki; przeciw temu jednak wystąpiła Ola, twierdząc, że tak powstanie monstrum. Wówczas Strumieński, aby jej pokazać, że tak nie będzie, kazał rozpocząć budowę, zwdaszcza że równocześnie chciał także zrobić na przekór całej okolicy. Wieść bowiem o zamiarze