58 Platon
d i nad którym on prawnie roztacza opiekę. Tak więc to było wszystko aż do tej chwili w owym okresie czasu. Skoro jednak zaszedł ten fakt, dokładnie przejrzałem jaki był ten cały zapał Dionizjosa do filozofii i można się już było swobodnie oburzać, niezależnie od tego, czy miałem, czy nie miałem na to ochoty. A była wtedy właśnie pora letnia, czas, kiedy okręty wyruszały w drogę. Uważałem, że nie tyle powinienem mieć żal do Dionizjosa, ile raczej do samego siebie i tych, którzy mnie gwałtem zmusili po raz trzeci przepłynąć przez cieśninę Scylli
żeby znowu przemierzać Charybdy straszliwej toń zdradnąls,
postanowiłem jednak oświadczyć Dionizjosowi, że niemożliwy jest dla mnie dalszy pobyt wobec tak haniebnego’ postępowania z Dionern. On jednak starał się mnie uspokoić i prosił, abym pozostał. Nie sądził bowiem, żeby było dla niego korzystne, abym z takimi wieściami puścił się 46 od razu w drogę. Nie mogąc mnie jednak przekonać, obiecał, że sam zajmie się wyprawieniem mnie do domu. Ja bowiem w moim rozdrażnieniu zamyślałem wsiąść na któryś z gotujących się do drogi okrętów i odpłynąć, i zdecydowany byłem narazić się na nie wiem jakie przykrości, gdyby mnie zatrzymywano, boć przecie było oczywiste, że to nie ja zawiniłem, lecz że zawiniono wobec mnie. Dionizjos zaś widząc, że nie jestem skłonny dać się zatrzymać, wpadł na taki pomysł zamyślając mnie przetrzymać aż minie owa zdatna do podróży pora. Przychodzi oto następnego dnia i występuje z nader przekonywającą propozycją: „Niechżeż już Dion i sprawy Diona — po-
18 Homer, Odyseja XII 428.
wiada — przestaną być wreszcie zaporą między mną a Tobą i powodem do ciągłych między nami nieporozumień. Ze względu na Ciebie zrobię dla Diona co następuje: zgadzam się, aby zabrał ze sobą swój majątek i zamieszkał, na Peloponezie, i to nie w charakterze wygnańca, ale tak, że będzie miał możność powrotu, skoro między nami, to jest między nim, mną i Wami, jego przyjaciółmi, dojdzie w tej sprawie do porozumienia. Tak więc niech będzie pod warunkiem, że nie będzie knuł niczego przeciwko mnie, a odpowiedzialność za to bierzesz Ty, Twoi bliscy, jak też znajdujący się tutaj przyjaciele Diona. Niechżeż on da Wam ze swej strony pewną co do tego rękojmię. Kapitały, które wziąć zechce, niechaj będą złożone na Peloponezie i w Atenach u ludzi, których Wy wskażecie. Dion korzystać będzie z dochodów, nie będzie jednak uprawniony bez Waszej zgody wycofywać coś z kapitału. Nie ufam mu bowiem tak bez zastrzeżeń i nie mam pewności, czy, jeżeli będzie miał możność rozporządzania swoim majątkiem — a będzie on spory — pozostanie w porządku wobec runie. Ciebie zaś i Twoich przyjaciół bardziej jestem pewny. Pomyśl więc, czy Ci to trafia do przekonania i zostań na tych warunkach przez ten rok, z początkiem następnego wyjeżdżaj zabierając ze sobą te kapitały; Dion, nie wątpię, będzie Ci ogromnie wdzięczny, jeżeli to uzyskasz dla niego”. Słowa te podrażniły mnie, niemniej jednak, zastanowiwszy się chwilę, odpowiedziałem, że następnego dnia powiadomię go, jakie jest moje postanowienie w tej sprawie. Tak więc się wtedy ułożyliśmy. Gdy potem znalazłem się sam z sobą, zacząłem to wszystko rozważać bardzo wzburzony. Wśród tych rozważań przyszło z początku do głosu następujące rozumowanie: „Dobrze więc — przypuśćmy, że Dionizjos nie zamierza wprowadzić w czyn nic z tego, co mówi. Ale w razie mego odjazdu, jeżeli
8*