— Aaa, rozumiem... — Przerywali na chwilę. — Ale dlaczego on nie zna naszego języka? Jest przecież z nami już dwa tygodnie.
Dowayowie są tak złego zdania o swoim języku — nawet ich naczelnicy nie chcą posługiwać się tym topornym, mało subtelnym narzędziem, niewiele lepszym od wycia zwierząt — że trudno im pojąć, jak ktoś może mieć kłopoty z nauczeniem się go. W rezultacie, jeśli o język idzie, są kiepskimi informatorami. Pokusa, by posługiwać się językiem handlu, językiem Fulanów, była ogromna. Słyszałem o tym co nieco jeszcze w Londynie, gdzie dostępne są rozmaite pomoce naukowe, słowniki i podręczniki. Utarło się jednak, że materiał „nie liczy się”, jeśli nie jest zgromadzony w języku rdzennym. I rzeczywiście , znalazłem rozmaitego rodzaju zniekształcenia w danych zebranych w języku Fulanów, który cały obszar „nieczystych” zawodów: „kowal, grabarz, fryzjer, wykonujący obrzezanie, uzdrawiacz”, przedstawia inaczej niż mowa Do-wayów. Zgodnie z wcześniej posiadanymi przeze mnie informacjami, zawody te miały być wykonywane przez jedną i tę samą osobę, podczas gdy „kapłana” z grupy tej wyłączano. Tymczasem u Dowayów najbardziej wyizolowany jest kowal, a pozostałe zajęcia dzielone śą wedle innych kryteriów. Trzeba też wspomnieć, że Dowayowie nie rozmawiają zwykle w języku Fulanów między sobą. W mojej wiosce był wprawdzie jeden mężczyzna, który nie chciał rozmawiać w innym języku nawet z przyjaciółmi, ale był to typowy żart z gatunku, w którym Dowayowie gustują. Człowiek ten, pracując w polu, uskarżał się głośno: Jakże to tak? On, dostojny Fulan, ma pracować z dzikusami? Wśród rosnącego zadowolenia słuchaczy wyliczał skrupulatnie rozmaite wady Dowayów, tej rasy psów, aż do chwili, gdy ludzie pokładali się ze śmiechu, nie mogąc złapać tchu. Uważano za niezmiernie zabawne, że upieram się w rozmowie z owym człowiekiem przy moim ubogim języku Fulanów, i czasami odgrywaliśmy coś na kształt przedstawienia na dwa głosy.
Nadużywanie języka handlowego byłoby dla mnie niekorzystne. Mógłbym z jego pomocą przeprowadzać wywiady, lecz nie prawdziwe rozmowy. Dowayowie posługują się uproszczoną formą języka Fulanów, pozbawioną wszelkich nieregulamości. Sens słów zostaje niejednokrotnie zmieniony tak, by odpowiadał pojęciom Dowayów. Ponadto tylko dzięki znajomości ich własnego języka mogłem wychwytywać słowa przeznaczone nie dla moich uszu.
- Pewnego razu wyruszyłem w góry do najdalszych zakątków kraju Dowayów. Wiele tamtejszych dzieci nigdy nie widziało białego człowieka, wrzeszczały więc przerażone, póki dorośli nie uciszyli ich i nie wyjaśnili, że to biały naczelnik z Kon-gle. Śmialiśmy się razem z ich lęku i paliliśmy razem tytoń. Jestem niepalący, ale stwierdziłem, że palenie jest mi pomocne w dzieleniu się z tubylcami tytoniem i w zacieśnianiu więzi towarzyskich. Gdy się oddalałem, jedna z dziewczynek uderzyła w płacz i słyszałem, jak chlipie: „A ja chciałam zobaczyć, jak on zdejmie białą skórę”. Zapamiętałem to zdanie, by spytać później, co miała na myśli — tajemnica dziwnych sformułowań tkwiła zwykle w błędnym interpretowaniu przeze mnie wysokości dźwięku lub w nieznajomości jakiegoś ho-monimu. Gdy poprosiłem o wyjaśnienie, mój asystent wyglądał na bardzo zażenowanego. Zabrałem się więc do obłaskawiania go opracowaną specjalnie na podobne okoliczności metodą, poświęcając mu całą uwagę. Dowayowie są często wyśmiewani przez okoliczne plemiona za swoją „dzikość” i zamykają się w sobie na najlżejsze podejrzenie, że nie traktuje się ich poważnie. Z wielkimi oporami Matthieu wyznał mi, że według wierzeń Dowayów wszyscy biali ludzie mieszkający przez dłuższy okres w ich kraju są wcieleniem zmarłych czarowników. A zatem pod białą skórą, która nas skrywała, byliśmy czarni. Widziano, że kiedy idę spać, zdejmuję białą skórę i wieszam ją na wieszaku. Gdy jestem w misji, ja i inni biali ludzie zaciągamy na noc zasłony, zamykamy drzwi na klucz i zdejmujemy białe skóry. Naturalnie zadeklarował pogardliwie, że on w to nie wierzy, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów jakby z obawą, że mógłbym w jednej chwili powrócić do swojego czarnego wyglądu.
Te wierzenia wyjaśniały obsesyjne pragnienie prywatności u ludzi z Zachodu. Wyjaśniały także rozdrażnienie, którym Dowayowie reagowali czasami na moje potknięcia językowe po miesiącach pobytu wśród nich. Uważali je za bezsensowne próby maskowania mojej prawdziwej natury. I tak wszyscy
61