- To prawda. - Wireman wstał, przeciągnął się mocno. - Chciałby s wejść do nas i poznać szefową? Za chwilę obudzi się z popołudniom e drzemki. To starsza pani i jako taka ma swoje problemy, ale jest urocza nawet z ósmym krzyżykiem na karku.
To nie był odpowiedni moment, żeby wyjaśnić mu, że już ją pozr _-łem - choć, trzeba przyznać, dosyć pobieżnie - za pośrednictwem aa-tomatycznej sekretarki.
- Przy innej okazji - odparłem. - Kiedy już nam przejdzie ten humor.
Skinął głową, zgadzając się ze mną.
- Wpadnij jutro po południu, jeśli będziesz miał ochotę.
- Niewykluczone. To było mocne przeżycie. - Wyciągnąłem do mego rękę, tak jak poprzednim razem, a on, tak jak wtedy, uścisnął ni dłoń. Spojrzał przy tym na mój kikut.
- Nie nosisz protezy? Czy może zakładasz ją tylko, kiedy obraca.: się wśród plebsu?
Miałem gotową odpowiedź na takie pytanie - nerwoból w miej'; -amputacji - ale to była nieprawda, a Wiremana nie chciałem oszum-wać. Częściowo dlatego, że miał nos wyczulony na smrodek kłamsr- _ ale przede wszystkim po prostu nie chciałem tego robić.
- Zdjęli mi miarę do protezy, jak każdemu, kiedy jeszcze leżałem w szpitalu, a potem wszyscy suszyli mi głowę, żebym zaczął ją ccs.c zwłaszcza moja rehabilitantka i znajomy psycholog. Mówili, że en szybciej się z nią otrzaskam, tym wcześniej będę mógł zacząć życie nowo...
- Co było, to było, a ty śpiewaj i tańcz...
- Właśnie.
- Z tym że czasami nie tak łatwo zapomnieć o tym, co było.
- Zgadza się.
- A czasami nawet wydaje się to jakieś niewłaściwe.
- Nie do końca, ale to już będzie... - Urwałem, wykonując dl: gest oznaczający „mniej więcej”.
- Dziewięć punktów na dziesięć?
- Tak - zgodziłem się. - Dzięki za herbatę.
- Zajrzyj jeszcze kiedyś, dostaniesz więcej. Przychodzę się pccru-
lać między drugą i trzecią po południu, bo godzina słońca dz:e-: -w zupełności mi wystarczy. Panna Eastlake wtedy śpi albo ustawia ; •
je figurki z porcelany, no i oczywiście nigdy nie przegapi Opry Wint'? więc mam czas. Prawdę mówiąc, mam go tyle, że aż nie wiem, co z iri
140