naszli na nem ii duszy nieco poi
rmię saski?:w taki sposób ulżyliby im ciężaru. Temi poselstwami na pokropieni (Sasi), ile jeszcze zostawało czasu aż do terminu posta
nowionego zboru, wszystko na postach i modłach strawili*. Tak Lambert1*’ Zwracam tu szczególni? uwagę na ową alrcrnatę strategiczną zawartą w ofercie pomocniczej: obiecali dostawić wojska albo do Saksonji, albo przeciw Duńczykom i innym narodom przez Henryka przywołanym, jest to wiadomość zupełnie wiarygodna, bo Lambert miał najpewniejsze relacje właśnie ze strony przeciwkrólewskicj; a tylko należy objaśnić, ze posłuch o Duńczykach był fałszywy"'1, zaś owe »innc narody przywołane przez Henryka* przeciw Sasom, to byliby - Czesi! NE Stwierdzam tu konjekturę, jaką postawiłem wyżej co do związku chronologicznego między ofertą Bolesława a faktem przybycia legatów papieskich do Bilski. List Grzegorza ma datę 20 kwietnia; przypuściwszy ze legaci wyruszyli z Rzymu w kilka dni później np. 24, i że potrzebowali trzech tygodni czasu na podróż do Bilski, to stanęliby przed Bolesławem dnia 15 maja; zaś chwilę przybycia polskiego posła do Sasów należy położyć juz przy końcu maja, albowiem Sasi, jak pisze Lambert, »posclstwcm nieco pokropieni na duchu, ile zostawało czasu aż do dnia zboru (6 czerwca) pościli i modlili się dniem i nocą*w. Tego czasu pozostałego aż do zboru, a obróconego na posty było oczywiście nie wiele, a zaraz potem następuje u Lamberta rzecz o wielkiej bitwie, stoczonej dnia 9 czerwca.
Nie pisze Lambert, czy to Bolesław narzucił się z pomocą sam, czy był o mą I proszony, ani co odpowiedziano posłowi polskiemu, ani wreszcie, czy Bolesław dotrzymał przyrzeczenia: Ale nie wątpić, że Sasi przyjęli ofertę, skoro wiemy I że poselstwa »pokrzepiły ich na duchu*; a ztąd wynikałoby razem, że się tez I porozumieli z Bolesławem co do tego, w jaki sposób tj. którą aiternatą miał im I udzielić pomocy. Nie sądzę jednak, iżby Bolesław miał był intencję prowadzić I wojsko polskie tak daleko, aż do Saksonji. Byłoby też zapóżno. Kiedy bowiem poseł polski mógł wrócić do Bolesława z odpowiedzią, już była rozegrała się sta- I
giem, nad rzeką Unstrutą. Była zwycięska po stronie Henryka, lubo drogo okupiona; a był tam obecny Wratysław »z takiem ogromnem wojskiem, jakoby się łudził, ze sam jeden wystarczy na całą wojnę saską*191. Ale mimo stanowczego rwycięztwa po stronie królewskiej, wojna jeszcze nie była skończona, albowiem Bolesław dotrzymał przyrzeczenia. Trzeba tu jednak zrozumieć, że to głównie od niego wyszła propozycja owej drugiej alternaty: czy Sasi nie woleliby, iżby stanął »przeciw innym narodom przywołanym przez Henryka*, to znaczy - przeciw Czechom. Takim sposobem byłby tez bliżej określony cel polityczny
wloc.cit.pag.2l3sq.
wTamic 214, uwaga wydawcy w nocie 1.
* Tamże.
'"Lambert 215,
(ego akcji wojennej. Tylko, że o samej że akcji nie mamy wyraźnego świadectwa, gdzie była i kiedy, a jest tylko kombinacja, taka:
Ib zwycięstwie Homburskiem była rzecz naturalna, że Henryk miałby wkroczyć z Turyngii do wnętrza Saksonji, aby tam wyniszczyć korzenie buntu. Ale zamiast tego wykonał w sierpniu i wrześniu jakieś dziwne wyprawy; najprzód do Czech; tutaj nazywało się, że pociągnie dalej na Węgry (w sprawie Salomona.7),
,1 w rzeczy samej podążył z 'JC^ratysławem i z wojskiem czeskicm do marchii łużyckiej; potem zajął Mysznę, i uwięził biskupa Benona (mówiłem o nim w poprzednim Szkicu przy Bogumile) jako zdrajcę; a gdy następnie wyszedł poza Mysznę, i doszła go wiadomość że silny hufiec saski stoi w pobliżu, gotów do napadu, więc uszedł z powrotem do Czech, a ztąd do Regensburga; i tutaj wreszcie, gdy się dowiedział że umarł hrabia Dedi, więc nadał wakującą marchię łużycką Wra-lysławowi, chociaż po Dedim był syn, uprawniony dziedzic. Te otóż działania Henryka, niejasne i zagadkowe - był to oczywiście dalszy ciąg wojny saskiej, rozegrany na Łużycach i wokoło Myszny — tłómaczą badacze niemieccy w taki sposób: że były podjęte i wykonane ze względu na Bolesława, -izby nie wyzyskał niepokojów niemieckich na własną korzyść*; zaś marchię łużycką oddał Henryk Wratysławowi dlatego, iżby go -zobowiązał do obrony tej ukrainy niemieckiej przeciw niebezpiecznym zachciankom polskim*. Tak rozumują Gicsebrccht i Knonau; i słusznie'92. Nie wystarcza to jednak jako wyjaśnienie ówczesnych wypadków, bo narzucają się konieczne pytania: czy wśród tej wojny, którą znamy wyłącznic tylko z Lamberta, nie było też jakiej bitwy albo przynajmniej gonitwy z Bolesławem, o której Lamberta nie doszłaby wiadomość; czy Bolesław rzeczywiści c zamierzał się na marchię łużycką i na Budziszyn; albo wreszcie, co najmniej prawdopodobna, czy Bolesław ze swojem wojskiem tylko stał na granicy, niby postrach, ale bezczynny, co też znaczyłoby, ze nie dotrzymał przyrzeczenia danego Sasom, które przecież uczynił dobrowolnie. Takie pytania narzucają się koniecznie; nie rozważył ich Knonau; a materjał do odpowiedzi leży w tym fak-cicoktórym powiem zaraz niżej: że w następnym toku (1076) Bolesław pojawił się znowuż na Łużycach i koło Myszny, co już wiemy dowodnie.
Nastał rok 1076, w którego końcowych dniach odbyła się koronacja Bolesława, a w środkowych miesiącach jeszcze jedna wojna, na tym samym terenie łużyckim i myszeńskim, gdzie i przeszłoroczna. Podam najprzód krótki obraz lej wojny wedle Lamberta, znowuż jedynego źródła, i według poglądów najnowszych badaczy niemieckich.
Zaczęło się od tego, że dwaj syn owce hrabi Dedi'ego, którzy po rozgromię homburskim uszli byli aż za Łabę i chronili się u Lu tyków, teraz wrócili, zebrali kupę ludzi wojennych, i rzucali się ro zbój owo na drobne załogi i na urzędników królewskich, rozlokowanych po Tiiryngji. Gdy jednak te kupy urosły do
”* Knonau loc. cit. II, 521—22, 533 nota 92, i 526.
139