przychodzi w środę, zostaje do piątku, znów w sobotę zagląda i zalega do czwartku. Czyż mój pałac nie jest-że pałacem mej matki? -pyta siebie Korusia, żonusia Hadesa,
królewna z drewna. Lecz kosmonautka Ripley podejmuje orestejski zamach. Pyta - o ścianę oparta ze strachu -
czy Alien nie mogłaby jej mówić, jak długo będzie na pokładzie i czy nie mogłaby się umawiać jak ludzie.
Ri-pley! - mówi na to Alien - Poniewierać matką to ty umiesz dobrze!
Bo gorzkie jest dziecko jak żółć i jak śmierć!
Zaraża matkę piekielną infekcją i zostawia w czterech ścianach samą.
Ty jesteś jak Adolf Hitler, który także Zmienił moje życie w stepy samotności.
Chór Furii
Zabiła matkę! Matkę swoją zabiła, Orcstcs, serca pozbawiona!
Narratorka
Stoi teraz w majtkach
na korytarzu rakiety, w majtkach i w szpetnej koszulce. Korki wywaliło cieknie rozmrożona lodówka. Przebrnęła dwa dni.
Dłużej nie da rady. Wsiada w autobus, jedzie odciąć trupa z lampy, przypuszczalnie.
Trup włainie je kurczaka z jabłkiem. Tanio się nie sprzeda.
Ale Ripley też jest bardziej harda,
skoro jej się udało choć raz Alien wypróżniować w kosmos.
*7